Jan Lewandowski

Darwinowska ewolucja jest koncepcją bezzasadną i błędną logicznie - George Sim Johnston

dodane: 2023-09-24
Omówienie znakomitej książki George'a Sim Johnstona pt. Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji (Kraków 2004).

   W 2004 roku dało się zauważyć nagły wysyp publicystyki, która donosiła o silnej opozycji wobec darwinizmu na świecie. Pamiętam, że pojawiły się wtedy w kioskach wydania branżowych czasopism popularnonaukowych, które poświęcały temu zagadnieniu cały bieżący numer. Również Gazeta Wyborcza poświęciła temu tematowi specjalną wkładkę w tym czasie (mam tę wkładkę do dziś). Potem temat ucichł i już nigdy nie zaistniał aż tak głośno w mediach głównego nurtu. Do dziś zastanawiam się jaka była przyczyna tego wydarzenia. Być może doszło do swoistego momentu kulminacyjnego po wydaniu książki biologa molekularnego Michaela Behego pt. Czarna skrzynka Darwina (tytuł angielski: Darwin's Black Box). Książka Behego nawet przez darwinistów została uznana za największy intelektualny atak na teorię ewolucji w całym XX wieku. Praca Behego sprzedała się w ilości ćwierć miliona egzemplarzy, co zostało uznane za sukces wydawniczy. Moim zdaniem za wydarzenia 2004 roku było jednak odpowiedzialne co innego. Otóż na początku bieżącego tysiąclecia ukazała się również książka Jonatahana Wellsa pt. Ikony ewolucji. Nauka czy mit? Wells również tak samo jak Behe jest biologiem, który zdobył tytuł naukowy na świeckim uniwersytecie. Książka Wellsa była równie głośna jak książka Behego. Wells obnażył brak jakichkolwiek dowodów na teorię ewolucji w swej pracy. I to właśnie książka Wellsa jest moim zdaniem odpowiedzialna za ową kulminację opozycji antydarwinowskiej w pierwszej dekadzie obecnego tysiąclecia.


    Książkę Wellsa omówię przy innej okazji. Tym razem zrecenzuję pracę George'a Sim Johnstona pt. Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji (Kraków 2004). Książka Johnstona wyszła właśnie w 2004 roku, na fali wspomnianej kulminacji antydarwinowskiej w mediach głównego nurtu. O dziwo, wydało ją katolickie wydawnictwo WAM. Jakież więc było moje zdumienie gdy zauważyłem, że praca ta bardzo ostro krytykuje darwinizm. Daje też dobry przegląd nauczania Magisterium Kościoła na temat teorii ewolucji. Zacząłem kiedyś czytać tę książkę ale przerwałem w połowie. Jednak już wtedy zauważyłem, że jest ona bardzo dobra i zawiera wiele celnych spostrzeżeń. Postanowiłem więc wrócić do tej książki i dokończyć czytanie jej. Jest ona tak mocno napakowana wyjątkowo ciekawymi spostrzeżeniami i uwagami, że zdecydowałem się dokonać jej streszczenia. Johnston twierdzi, że jego książka ma pomóc zdezorientowanym katolikom w odnalezieniu się w gąszczu poglądów na temat teorii ewolucji. Jednak dla mnie ta książka jest czymś więcej. Jest ona bardzo elokwentnym podejściem krytycznym do całego zagadnienia. Tym bardziej więc warto omówić tę pracę. Czytelnik na pewno nic na tym nie straci, a tylko zyska. Poniżej w nawiasach podaję odnośniki do stron ze wspomnianego wydania polskiego.


    Jeśli darwinizm jest prawdą i całe obecne życie powstało jedynie przypadkiem, to Stwórca staje się zbędny (s. 8, 13-14, 60, 71). Darwiniści, tacy jak Julian Huxley, mówią nawet wprost, że największym życiowym sukcesem Darwina było usunięcie Boga z publicznej debaty (s. 14, 111-112, 154).


    Darwinizm upada i należy liczyć się z tym, że następne pokolenia biologów go odrzucą. Argumenty przeciw darwinizmowi są już tak silnie, że są nie do odparcia. Były bardzo silne już za czasów Darwina. Darwinowskie wyjaśnienie mechanizmów ewolucji jest już nie do utrzymania. Darwin podzieli los Freuda i Marksa. Co ciekawe, to nie tylko kreacjoniści wysuwają zastrzeżenia wobec darwinizmu ale przede wszystkim biolodzy. Większość biologów francuskich nigdy nie przyjęła Darwina. W świecie anglojęzycznym już od końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku trwa zajadła krytyka darwinizmu. Darwin zawsze miał bardzo wielu krytyków w środowiskach naukowych ale darwiniści nie ujawniają tego publicznie. Jeśli darwinizm utrzymał się tak długo przy życiu jako zombie to tylko dlatego, że świecki estabilishment potrzebuje go do do ateizowania społeczeństw i przeprowadzania dalszych procesów sekularyzacyjnych (s. 9-11, 74).


    Darwinizm redukuje człowieka do chemii lub zbioru cząstek elementarnych, który niczym nie różni się od kamienia lub meduzy. Scjentyści darwinowscy zachowują się jak religijni dewoci, którym podważono jakiś dogmat (s. 11-12, 105, 108-112).


    Karl Popper, znany metodolog nauki, nazwał darwinizm metafizycznym programem badawczym (s. 14, 112). Twierdził, że selekcja darwinowska nie jest teorią naukową ponieważ nie jest w stanie formułować przewidywań, ani nie może być gruntownie przetestowana na poziomie wyższym niż mikroewolucja, a i tu jest zaledwie banałem. Idea ewolucji na drodze doboru naturalnego jest też niefalsyfikowalna. Darwiniści zawsze wymyślają ad hoc jakieś adaptacyjne bajeczki, które wchłoną jak gąbka każdą trudność falsyfikującą ich teorię (s. 66-67, 112). Oto przykłady: w świecie przyrody trwa zdaniem darwinistów brutalna rywalizacja i walka o przetrwanie. Ale są też przypadki altruizmu, które przeczą tej darwinowskiej idei. Czy to falsyfikuje darwinizm? Skądże. Jednostka lub nawet całe grupy jednostek mogą się poświęcać dla przetrwania genów swej społeczności, całego narodu lub nawet całej populacji. Albo weźmy brak ogniw przejściowych w zapisie kopalnym. Czy to falsyfikuje darwinizm? Skądże. Ewolucja i tak zaszła a my po prostu nie znaleźliśmy ogniw pośrednich z jakiegoś nieznanego nam powodu. A czy królik znaleziony w kambrze sfalsyfikowałby darwinizm? Skądże. Może ktoś go tam podrzucił, może przemieszały się warstwy, a może nie wiemy z jakiego powodu się tam znalazł, ale ewolucja i tak musi być przecież prawdą. Zawsze można wymyślać takie bajeczne wykręty ad hoc i darwiniści to właśnie robią. Popper miał rację: darwinizm jest niefalsyfikowalny i nie jest teorią naukową ale programem metafizycznym (s. 66). Święta racja. Jeśli teoria wyjaśnia zbyt wiele, a tak jest właśnie z darwinizmem, to w sumie nic ona nam nie wyjaśnia (s. 67). Ponadto argument darwinistów o rzekomej niedoskonałości zapisu kopalnego ma charakter błędnego koła. Zapis kopalny jest zdaniem darwinistów rzekomo niedoskonały (kłamstwo, o czym napiszę dalej) ponieważ nie zawiera form przejściowych, których istnienia Darwin próbował dowieść, choć przecież to właśnie próbował wyjaśnić i tym samym nie może to być zarazem wyjaśnieniem. Darwin regularnie popełniał ten błąd i brał za pewnik to, co zarazem najbardziej wymagało wyjaśnienia w świetle jego teorii (s. 68, 70). Innymi słowy, kolistość wyjaśnienia Darwina w tym miejscu polegała na tym, że w jego odczuciu brak form przejściowych stanowił dowód niedoskonałości zapisu kopalnego, tak jakby było z góry wiadomo, że jego teoria jest prawdziwa.


    Po sformułowaniu swej krytycznej opinii na temat darwinizmu Popper oczywiście wpędził darwinistów w histerię i został zmuszony do złagodzenia swojego stanowiska (ach ta „poprawność polityczna”). Jednak w 1988 roku Tom Bethell, znany dziennikarz zajmujący się kwestiami nauki, przeprowadził wywiad z Popperem, w którym Popper potwierdził, że jego opinia na temat niefalsyfikowalności darwinizmu nie uległa zmianie (por. T. Bethell, Darwin's House of Cards: A Journalist's Odyssey Through the Darwin Debates, Seattle 2016, s. 15).


    Darwinizm ukrywa w sobie wiele nieuzasadnionych tez filozoficznych i metafizycznych (s. 17, 24, 138-139).


    Darwiniści bronią swej ideologii z gorliwością równą gorliwości religijnych dewotów (s. 12).


    Zgodnie z darwinizmem jesteśmy tylko losowym przypadkiem, wynikiem ślepych procesów chemicznych, które wcale nie miały nas na myśli (s. 8).


    W rozdziale 1 omawianej książki Johnston analizuje biograficzne tło i klimat epoki w jakich wzrastał młody Darwin. Okazuje się, że Darwin był filozoficznym materialistą na długo przed wydaniem swej książki O pochodzeniu gatunków. Materialistą stał się już co najmniej 20 lat przed wydaniem tej książki i zapragnął uwolnić przyrodę od jej Stwórcy. Ujawniają to jego prywatne zapiski opublikowane w latach siedemdziesiątych XX wieku. W zapiskach tych sam siebie nazywał materialistą i czynił to z dumą. Ciekawe są też biografie członków rodziny Darwina. Erazm, dziadek Darwina od strony jego ojca, był wolnomyślicielem wzywającym w swych pismach do usunięcia religii na świecie. Z kolei Robert Darwin, ojciec Darwina, był ateistą i oficjalnym masonem. Również Robert Grant, mentor młodego Darwina z Edynburga, był zajadłym materialistą, który wierzył, że całe życie biologiczne jest wyłącznie efektem ślepych procesów chemicznych i fizycznych w przyrodzie (s. 19-20, 21-22, 24). W takim oto towarzystwie wzrastał Darwin. Nic dziwnego, że napisał taką i nie inną książkę.


    Argumentacja Darwina często wpada w błędne koła i jest pozbawiona uzasadnień (s. 23-24).


    Darwin obserwował jedynie drobne zmiany u gołębi, które to zmiany były wywoływane przez hodowców tych gołębi. Zmiany te miały wyraźne granice nie wykraczające poza obręb gatunku i po osiągnięciu tych granic zmian wszystko wracało do punktu wyjścia. Nie tworzyło się nic nowego, żaden nowy organizm. Darwin w sposób nieuzasadniony ekstrapolował te zmiany na nieograniczoną zmienność, tak zwaną makroewolucję, która miała być odpowiedzialna za powstanie całego życia. Jednak to wnioskowanie było niepoprawne logicznie i bezpodstawne (s. 27-28, 39-41, 61-62, 72, 85-86, 130).


    W rozdziale 2 Johnston analizuje zagadnienie luk w zapisie kopalnym. Sam Darwin przyznawał, że powinniśmy odnajdywać niezliczone liczby ogniw pośrednich, zarówno w świecie żywym jak i w zapisie kopalnym. Inaczej jego teoria zostanie obalona. Tymczasem nie odnajdujemy żadnych form pośrednich. Wszystkie główne grupy zwierząt i roślin są pozbawione ogniw pośrednich (s. 29, 60-61). Zapis kopalny nie potwierdza poglądu, że gatunki ewoluowały na drodze stopniowych zmian. Obecnie zapis kopalny jest dokładnie taki sam jak w czasach Darwina, choć od jego czasów przekopano niezliczone warstwy Ziemi. Gatunki pojawiają się nagle i są już w pełni ukształtowane, po czym zmieniają się nieznacznie lub wcale. Niles Eldredge, dyrektor działu paleontologii amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej napisał, że teoria stopniowej ewolucji nie znajduje odzwierciedlenia w zapisie kopalnym. Dokładnie rzecz biorąc powiedział, że stopniowa makroewolucja nigdy nie została zaobserwowana w skałach. Bakterie i organizmy jednokomórkowe również pojawiły się nagle w skałach, w pełni ukształtowane i bez form pośrednich (s. 30, 38, 42, 73, 130).


    W skałach kambryjskich nastąpiła prawdziwa eksplozja wysoko zorganizowanego życia. Pojawia się ono nagle i bez żadnych form przejściowych w liczbie aż 5000 tysięcy gatunków - bezkręgowce, kręgowce etcetera. Nie ma jednak żadnych skamieniałych przodków tych organizmów we wcześniejszych skałach. Nawet Richard Dawkins napisał w swym Ślepym Zegarmistrzu, że całe to życie kambryjskie wygląda tak, jak gdyby ktoś umieścił je tam bez żadnej przeszłości ewolucyjnej. Warstwy prekambryjskie również zawierają bardzo dobrze zabezpieczony materiał (1500 metrów nienaruszonych warstw) i sprzyjają zachowywaniu się skamieniałości. Problem w tym, że w tych prekambryjskich warstwach nie znaleziono żadnych form przejściowych, których oczekiwał Darwin. Ani śladu. Ciekawe jest to, że sam Darwin stwierdził, że jeśli takie formy przejściowe się nie znajdą to można to będzie potraktować jako obalenie jego teorii. Jeszcze większy problem jest w tym, że całe to życie kambryjskie pojawia się w tak zwanym geologicznym oka mgnieniu, czyli w okresie jakichś 5 milionów lat. To stanowczo za mało czasu aby wolno działający dobór naturalny i przypadkowe mutacje wytworzyły taką złożoność życia (s. 31-32, 38, 130, 140). Rośliny okrytonasienne (i nie tylko) również pojawiły się nagle w zapisie kopalnym, w pełni gotowe i ukształtowane bez form przejściowych, co dziwiło Darwina, który nie potrafił tego wyjaśnić. Darwiniści nie są w stanie tego wyjaśnić po dziś dzień (s. 32-33). Posiadamy obecnie ćwierć miliona skamieniałości i sytuacja nie uległa zmianie od czasów Darwina. Zapis kopalny nadal ma te same luki co w jego czasach (s. 38). Darwiniści są już do tego stopnia zdesperowani brakiem form przejściowych w zapisie kopalnym, że zaproponowali hipotezę ewolucji skokowej (tak zwany punktualizm). Jednak to też jest sprzeczne z darwinowską ideą powolnych zmian gatunków na przestrzeni długiego czasu (s. 38). W każdym razie nie da się ukryć, że zapis kopalny obala ideę stopniowej ewolucji i właśnie dlatego są czynione takie (nieudane) próby obrony darwinizmu przed tym obaleniem.


    Steven Stanley, paleontolog z Uniwersytetu Johna Hopkinsa napisał, że zapis kopalny nie zawiera ani jednego niekontrowersyjnego i płynnego przejścia od jednego gatunku do drugiego. Luki w zapisie są tym większe, im wyższy poziom taksonomiczny. Na przykład 32 rzędy zwierząt pojawiają się dosłownie znikąd. Johnston cytuje również wypowiedzi wielu innych znanych paleontologów, którzy sami o tym mówią (s. 33-34). Ewolucyjne drzewo życia składa się z samych koniuszków. Reszta nie znajduje pokrycia w zapisie kopalnym i darwiniści muszą dorysować ją w swej wyobraźni. Cytowany przez Johnstona Mayr mówi, że sytuacja ta jest bardzo przytłaczająca i przygnębiająca (s. 34-35, 69). Z kolei Simpson z Harvardu nazwał stanowczo fikcyjnym wykres ewolucji koni, choć wykres ten jest przedstawiany przez darwinistów jako fakt (s. 34).


    W zapisie kopalnym brakuje bezpośrednich przodków wszystkich głównych grup - gadów, ssaków, roślin okrytonasiennych. Nie ma żadnych skamieniałości przodków małp. Paleontolog Donald Johanson powiedział, że współczesne goryle, orangutany i szympansy wyrastają nagle i znikąd. Taka sama sytuacja dotyczy słoni, nietoperzy i żółwi. Pojawiają się one nagle na scenie i gotowe, w pełni ukształtowane i bez żadnej przeszłości w zapisie kopalnym, bez żadnych form przejściowych. Od razu gdy się pojawiają to są takie same jak obecnie i pozostają niezmienne. Tyczy się to również bakterii, które dzielą się co 15 minut ale od miliardów lat pozostają niezmienne. Bakteria pozostaje nadal bakterią. Nie zmienia się w coś nowego. Pszczoły, które zachowały się w bursztynie miliony lat temu są takie same jak obecnie. Skrzypłocz, rekiny i ryby płucodyszne są niezmienne i trzymają się pierwotnego planu (s. 35-36). No i gdzie ta cała ewolucja? Pozostaje jedynie w sferze wyobraźni darwinistów.


    Tak też mówili wybitni paleontolodzy. Otto Schindewolf, najwybitniejszy niemiecki paleontolog połowy XX wieku powiedział, że hipotetyczne formy pośrednie w ogóle nie istnieją. Jego zdaniem luki występują jedynie w teorii Darwina, a nie w skamieniałościach. Dlatego Schindewolf odrzucił darwinizm. Paleontolodzy są do tego stopnia nielubiani przez darwinistów, że przestali oni zapraszać paleontologów na sympozja. Każdy paleontolog, który mówi coś o brakach w teorii Darwina jest przez nich zachęcany do poszukania sobie nowej pracy. Jednak większość paleontologów nie kryje już, że dane z zapisu kopalnego są po prostu sprzeczne z darwinizmem i na pewno go nie wspierają (s. 36-37, 67-68).


    Dlatego Oswald Spengler mógł napisać w The Decline of the West, że nie ma bardziej niezbitych zarzutów wobec darwinizmu niż te, których dostarczyła paleontologia. Darwiniści byli do tego stopnia zdruzgotani tym faktem, że zaczęli fałszować dane kopalne. Jednym z takich głośnych fałszerstw był tak zwany człowiek z Piltdown i potem ptak z Piltdown. Darwiniści fałszowali zresztą nie tylko dane kopalne ale i rysunki embrionów, czego dokonał niejaki Haeckel (s. 37, 144 przyp. 48).


    W rozdziale 3 Johnston analizuje tarapaty w jakie darwiniści wpadli gdy chcieli przy pomocy napromieniowywania muszek owocowych udowodnić, że losowe mutacje doprowadzą do wykształcenia się nowych form życia. Darwiniści naświetlali muszki owocowe przez kilkadziesiąt lat i nic się nie stało, muszki owocowe nadal były tymi samymi muszkami owocowymi. Zachodziły czasem tylko niekorzystne mutacje w obrębie gatunku ale nic więcej. DNA muszki owocowej wciąż pilnowało aby nie zmieniła się ona w nic innego. Muszka owocowa jest wciąż taka sama od milionów lat, co potwierdza zapis kopalny (s. 41-42, 83).


    Johnston pisze też o rzekomej transformacji gadów w ptaki. Jednak różnice między ptakami i gadami są tak wielkie, że są w zasadzie nieprzekraczalne na drodze jakichkolwiek zmian, które można byłoby w jakikolwiek sposób zwizualizować. Żaden darwinista nie wie jak rozwinęły się pióra, które są wysoce skomplikowanymi wytworami aerodynamicznymi. Żaden darwinista nie wie jak przekształcił się układ oddechowy i kostny. Jak przekształcił się układ pokarmowy, układ nerwowy, szczególnie mózg i gałka oczna. Ja powstał dziób, jak powstała zdolność lotu i nawigacji. Jak wszystkie nowe elementy w ciele ptaka zostały wzajemnie dopasowane w drodze przypadkowych mutacji, skoro żaden przypadek nie miałby tu zastosowania w sytuacji konieczności precyzyjnego i jednoczesnego dopasowania się aż tylu drobiazgów. Jest zbyt wiele nieciągłości między gadami i ptakami żeby jakiś czysto losowy proces mógł wypełnić tę przepaść (s. 44-47). Ptaki, podobnie jak ssaki są stałocieplne, podczas gdy gady nie posiadają tej cechy. Każda forma pośrednia między gadem i ptakiem byłaby zupełnie niekorzystna z punktu widzenia doboru naturalnego. Zapis kopalny również nie potwierdza istnienia żadnych form pośrednich między gadami i ptakami. Archeopteryx jako kandydat na ogniwo pośrednie między gadami i ptakami okazał się niewypałem. Znaleziono zresztą w zapisie kopalnym ptaki starsze od niego (s. 45). Naukowy problem pochodzenia ptaków dotyczy braku dowodów, a nie braku wyobraźni (s. 47). Od siebie dodam, że tak zwane opierzone dinozaury też nie są żadnym kandydatem na przodków ptaków. Po pierwsze pojawiają się w zapisie kopalnym miliony lat później niż ptaki i po drugie darwiniści dorysowują im pióra jedynie na podstawie swej wyobraźni (na przykład w przypadku tak zwanego bambiraptora), gdyż w zapisie kopalnym tych piór już nie ma.


    Johnston zwraca uwagę na to, że mamy takie zwierzęta jak dziobak, który ma dziób jak kaczka i futro jak ssak. Nie jest jednak żadną formą przejściową. Darwiniści błędnie więc wnioskują, że jakiś organizm kopalny musiał być formą przejściową tylko dlatego, że ma cechy łączące różne gatunki (s. 46).


    Johnston zwraca też uwagę na to, że darwiniści bardzo często zachowują się dwuznacznie. Na przykład w pismach branżowych, które są przeznaczone tylko dla innych ewolucjonistów, krytykują teorię ewolucji za jej wady i braki. Jednocześnie potrafią oni pisać coś zupełnie przeciwnego gdy już wypowiadają się dla szerokiej publiczności. Widać tutaj jak bardzo prezentują oni dwójmyślenie w kwestiach ewolucji. Przykładem takiego krętacza był chociażby Stephen Jay Gould (s. 46-47). Również Darwin prezentował sprzeczne poglądy w niemal każdej kwestii (s. 72, 76). Późniejsze wydania jego książki O pochodzeniu gatunków były pełne rewizji ponieważ Darwin ciągle musiał usuwać sprzeczności, które wytykali mu jego oponenci. Ówcześni przeciwnicy Darwina nie byli religijnymi oszołomami ale większość z nich rekrutowała się z najlepiej wykształconych warstw biologów, paleontologów i intelektualistów. Opór wobec idei Darwina był tak silny i powszechny, że francuska encyklopedia naukowa z 1925 roku (Dictionaire Encyclopedique des Sciences) określiła jego teorię „jako fikcję, poetycki zbiór nieudokumentowanych prawdopodobieństw, oraz powierzchownie atrakcyjne wyjaśnienie, bez głębszego jednak uzasadnienia” (s. 75).


    Darwiniści byli tak zdesperowani w poszukiwaniu jakichkolwiek potwierdzeń na teorię ewolucji, że fałszowali dowody kopalne. Na przykład tak zwany człowiek z Nebraski okazał się podróbką z zębem świni (s. 76).


    Na przykładzie żyraf Johnston pokazuje jak infantylne potrafi być rozumowanie darwinistów. Darwin na przykład wierzył, że dobór naturalny zachował żyrafy o najdłuższych szyjach. Przetrwały te żyrafy, które sięgały wyżej po liście z drzew. Miały one mieć rzekomo więcej pokarmu. Tymczasem żyrafy żywią się głównie trawą oraz piją wodę ze strumieni i tym samym nie muszą sięgać po liście z drzew. W dodatku samice żyraf są o 60 centymetrów niższe niż samce. Dlaczego dobór naturalny ich nie wyeliminował? Ciśnienie krwi żyrafy musi być bardzo duże aby krew mogła być przepompowana do szyi o długości 240 centymetrów. Jeśli ewolucja naprawdę zaszła to musiała zatem nastąpić radykalna przebudowa całego układu krążenia, wliczając w to rozwój bardzo silnego serca. Żyrafa jest skomplikowanym układem organów, z których żaden nie mógł wyewoluować w oderwaniu od innych. Wszystkie zmiany, a jest ich tysiące, musiałyby wystąpić w tym samym czasie w organizmie ale tego darwinizm w żaden sposób nie jest w stanie wyjaśnić przy pomocy losowych i ślepych procesów. Równowaga tych zmian jest zbyt chwiejna i krucha aby losowy i ślepy proces darwinowski mógł ją wytworzyć w całym spektrum współzależności. Ten zarzut stawiali Darwinowi już jego współcześni oponenci i do dziś nie został on odparty. Darwinizm w żaden sposób nie jest w stanie wytłumaczyć jak niby wyewoluowała szyja żyrafy (s. 48-49, 52).


    Johnston opisuje też układ pokarmowy wieloryba, którego darwiniści również nie są w stanie w żaden sposób wyjaśnić. Wokół brodawek sutkowych samicy wieloryba występuje specjalna pokrywa, która jest bardzo szczelna i zapobiega dostaniu się wody do pyska młodego osobnika. Jaki sens ma twierdzenie, że taki układ wyewoluował stopniowo? Czy młode osobniki czekały aż ewolucja tej pokrywy się zakończy i dopiero wtedy zostały nakarmione? Jest to nonsens. Darwin zakładał o wiele więcej niż wyjaśniał. Na przykład pisał on, że niedźwiedzie wyewoluowały w wieloryby. W końcu usunął to zdanie ze swojej książki (s. 50).


    Darwiniści nie są też w stanie wyjaśnić zjawiska mimikry przy pomocy stopniowych zmian. Każdy etap pośredni mimikry kończyłby się śmiercią osobnika ponieważ nie byłby on w żaden sposób chroniony na drodze stopniowych zmian i rzucałby się bardziej w oczy niż przed pierwszą zmianą (s. 50-51).


    Inny układ biologiczny opisywany przez Johnstona, zupełnie niezrozumiały na drodze stopniowych zmian ewolucyjnych, to układ trawienny ślimaków morskich. Pewien gatunek ślimaków morskich posiada na grzbiecie wyrostki uzbrojone w komórki parzydełkowe. Przy próbie żerowania przez pasożyty na tym ślimaku komórki te wybuchają niczym małe petardy w jamie gębowej intruza. Wystarczy delikatne dotknięcie. Okazuje się, że ślimak nabywa te parzydełka drogą pokarmową, zjadając pewne jamochłony. Jednak układ pokarmowy ślimaka jest w pełni dostosowany do tych jamochłonów i dzięki temu parzydełka pochodzące od tych jamochłonów nie wybuchają już w jamie gębowej ślimaka. Nie wybuchają one też dalej w przełyku ślimaka ponieważ przełyk ten jest wyposażony w specjalny układ trawienny, który zapobiega wybuchowi tych parzydełek. Mało tego, ów układ trawienny ślimaka oddziela rzeczone parzydełka i przemieszcza je specjalnymi kanalikami przy pomocy rzęsek na grzbiet ślimaka, gdzie chronią one już jego samego. Jest to cud wzajemnego dopasowania rośliny i ślimaka, a darwinowski proces ślepych i losowych zmian nie jest w stanie w żaden sposób wytłumaczyć takich idealnie dopasowanych majstersztyków przyrody (s. 52, 54). Darwinizm zakłada walkę o przetrwanie jako mechanizm rozwoju najlepiej przystosowanych, ale problem w tym, że organizmy nie walczą między sobą o przetrwanie, a przynajmniej nie zawsze. Wiele gatunków współpracuje ze sobą (s. 54).


    Innym cudem przyrody jest oko kręgowców, z ruchomą źrenicą, soczewką skupiającą światło, mechanizmem korygowania aberracji chromatycznej, z zawiłymi połączeniami komórek nerwowych siatkówki, przeprowadzającymi wstępne przetwarzanie informacji wzrokowej zanim zostanie ona przesłana do mózgu w formie binarnej. Darwiniści wprost przyznają, że nie wiedzą jaką drogą i jakimi etapami powstawały takie cuda przyrody jak oko ale skoro one istnieją to problem ich ewolucyjnego zaistnienia został już rozwiązany. Co??? Johnston przytacza Nilesa Eldredge, który tak właśnie stwierdził. Problem w tym, że mamy tu błędne koło w argumentowaniu. To co ma dopiero zostać uzasadnione staje się jednocześnie uzasadnieniem dla samego siebie jeszcze przed przeprowadzeniem uzasadnienia. Darwiniści nagminnie popełniają takie błędne koła w argumentowaniu, gdy z góry zakładają, że ewolucja po prostu zaszła, choć przecież to dopiero muszą wykazać (s. 69-70). Johnston kąśliwie żartuje z tej tautologicznej argumentacji darwinowskiej ale ten żart dobitnie ukazuje kolisty sposób rozumowania u darwinistów. Johnston pisze: „Innymi słowy ewolucję oka można wyjaśnić istnieniem oka” (s. 70). Darwiniści regularnie mieszają to co ma być wyjaśnione z wyjaśnieniem tego co ma być wyjaśnione (s. 70).


    Johnston zwraca też uwagę na to, że darwiniści bardzo często próbują uzasadnić swą teorię przez wskazywanie, że według nich Bóg powinien coś zbudować inaczej. Jednak jest to wyraźne mieszanie nauki z religią, choć przecież to właśnie darwiniści ciągle zarzucają kreacjonistom (s. 70-71). Widać tu kompletny brak konsekwencji i lawirowanie u darwinistów między teologią i metafizyką (bo darwinizm trudno nazwać nauką). Przy okazji Johnston zwraca uwagę na to, że rozumowanie Darwina w kwestiach teologii było wyjątkowo prostackie i obnażało jego infantylizm religijny. Teologia Darwina była bardzo amatorska (s. 71-72).


    Darwinowski proces losowych mutacji, które mają być mechanizmem ewolucji, nie wyjaśnia niczego. Większość mutacji jest bowiem szkodliwa dla organizmu i tylko niewielka ich ilość jest neutralna. Nie znamy przykładów mutacji pozytywnych i darwiniści nie są w stanie ich wskazać. Prawdopodobieństwo wystąpienia dwóch korzystnych mutacji wynosi jeden do miliona. Szansa wystąpienia wszystkich pięciu korzystnych mutacji wynosi natomiast jeden na milion miliardów i odnosi się tylko do utworzenia jednej prostej struktury (s. 53). Darwinizm nie jest też w stanie wytłumaczyć tak kosztownego i skomplikowanego procesu jak rozmnażanie płciowe (s. 55).


    W rozdziale 4 Johnston analizuje prawomocność wyjaśnień darwinowskich. Darwin nie wyjaśnił nam skąd pochodzą gatunki. Darwin opisał nam jedynie dlaczego nasze narządy są użyteczne. Ale to w żaden sposób nie wyjaśnia nam skąd się wzięły te narządy. Darwiniści nie są w stanie odróżnić od siebie tych dwóch zupełnie różnych zagadnień. Darwin nie był w stanie opisać jak przebiegał proces modyfikacji gatunków i sam przyznawał, że nie jest w stanie tego opisać. Wyjaśnienia darwinowskie trudno uznać za wyjaśnienia czegokolwiek ponieważ nie są one oparte na danych empirycznych ale prędzej na teoretycznych dywagacjach myślowych (s. 57. 64, 69, 72, 79, 150-151). U Darwina regularnie możliwości są zamieniane na pewniki, choć jest to rażące naruszenie logiki (s. 64, 69).


    Wybitni myśliciele z czasów Darwina wystawili jego dziełu O pochodzeniu gatunków ocenę niedostateczną. Teoria Darwina wykazuje braki logiczne (s. 60, 164). Darwiniści stosują triki semantyczne. Drobne odmiany wewnątrzgatunkowe nazywają nowymi gatunkami aby w ten sposób zasugerować, że ewolucja rzekomo działa i tworzy nowe gatunki (s. 61-62, 79, 147). Darwin opisał jedynie mikroewolucję, czyli drobne kosmetyczne zmiany wewnątrz gatunku, które są w stanie wywoływać również hodowcy. Ale to nie jest opis ewolucji, która finalnie miała zamienić drobnoustroje w ludzi. Opis zmienności nie jest opisem ewolucji. Darwiniści uprawiają w tej kwestii semantyczną żonglerkę. Cała ta semantyczna żonglerka opiera się właśnie na celowym myleniu zmienności z ewolucją i na niepoprawnym logicznie ekstrapolowaniu mikrozmian w makrozmiany (s. 63-64, 74, 85-86, 130, 147). Czy obecnie obserwujemy proces wytwarzający nowe grupy zwierząt albo nowe organy? Nie, darwiniści nie są w stanie empirycznie wskazać takich procesów i jedynie o nich bezpodstawnie spekulują (s. 64).


    Darwinowska idea doboru naturalnego oparta na przetrwaniu najlepiej przystosowanego cierpi na błędne koło w wyjaśnianiu i nie jest niczym więcej niż tautologicznym truizmem. Kto przeżywa? Najlepiej przystosowani. A kto jest najlepiej przystosowany? Ten co przeżywa. Skąd wiemy, że byli najlepiej przystosowani? Ponieważ przeżyli. Ta banalna tautologia nic nam nie wyjaśnia i sama wymaga wyjaśnienia. Czy walka o przetrwanie wyjaśnia nam jak jedna grupa organizmów przekształca się w inną? Nie, w żaden sposób nam tego nie wyjaśnia. Stwierdzenie, że te osobniki, które pozostawiają najwięcej potomstwa to te osobniki, które pozostawiają najwięcej potomstwa, jest jałowe i nic nam nie wyjaśnia w kwestii powstawania gatunków (s. 65, 67, 70, 85, 139-140, 147-148). Według Darwina najgorzej przystosowani giną i zostają tylko najlepiej przystosowani. Ale znów niczego nam to nie wyjaśnia w kwestii powstawania gatunków. Zagłada nieprzystosowanych nie wyjaśnia powstawania przystosowanych. Wyobraźmy sobie pewną wymianę zdań: dlaczego drzewo ma liście? Bo ogrodnik ich nie obciął. Jednak czy to w jakikolwiek sposób wyjaśnia nam skąd wzięły się liście? W żaden sposób. Nie możemy wyjaśnić czemu niedźwiedź polarny istnieje, wskazując jedynie na fakt, że niedźwiedzie innego koloru gorzej radziłyby sobie w warunkach podbiegunowych (s. 66-67).


    W rozdziale 5 Johnston analizuje neodarwinizm, który w zasadzie powstał na gruzach darwinizmu. Nie wszyscy wiedzą, że koncepcje Darwina były do tego stopnia zrewidowane, że darwiniści w zasadzie musieli utworzyć zupełnie nową dziedzinę, zwaną neodarwinizmem. Trzej główni filozofowie nauki żyjący w czasach Darwina, czyli Whewell, Herschell i Mill nie zostali przekonani przez jego teorię, co Darwina bardzo irytowało (s. 73). Darwinowska koncepcja doboru naturalnego nie jest w stanie wyjaśnić złożoności życia i nawet sam Darwin miał coraz więcej wątpliwości w tej kwestii pod koniec swego życia (s. 74). Czołowi zwolennicy mendelizmu również odrzucali dobór naturalny jako przyczynę ewolucji (s. 76).

 
    Jednym z najbardziej zmanipulowanych przez darwinistów przykładów rzekomego działania doboru naturalnego jest powoływanie się przez nich na ćmę krępaka. Ćma ta występuje w podwójnym ubarwieniu skrzydeł - jasnym i ciemnym. W zależności od tego czy środowisko jest zanieczyszczone proporcja ciem jasnych do ciemnych zmienia się ponieważ drapieżniki zjadają mniej ciemnych ciem gdy środowisko jest zanieczyszczone. Ciemne ćmy po prostu są gorzej widoczne na ciemnym tle. W tej sytuacji więcej jasnych ciem pada ofiarą drapieżników. Jest to tak zwany melanizm przemysłowy. Gdy środowisko nie jest zanieczyszczone jest odwrotnie - wtedy więcej jasnych ciem może się ukryć na białym tle budynków lub na korze brzozy. Proporcje odwracają się. Darwiniści nazwali to ewolucją w działaniu. Jednak nie ma tu żadnej ewolucji. Jasne i ciemne odmiany krępaka istnieją obok siebie równolegle od milionów lat i nic tu nie ewoluowało. Ten przykład doskonale pokazuje, że dobór naturalny nie ma nic wspólnego z procesem ewolucji. Dobór naturalny co najwyżej opisuje przystosowywanie się najlepiej przystosowanego ale nie powstawanie najlepiej przystosowanego. Ćma krępaka nie przekształca się w coś nowego i odrębnego. Jest to nadal taka sama ćma. Ten przykład dowodzi stabilności gatunku, a nie jego ewoluowania. W ten właśnie sposób darwiniści manipulują przykładami, które rzekomo mają potwierdzać ewolucję ale tak naprawdę jej nie potwierdzają (s. 79).


    Nawet jedna komórka jest bardziej złożona niż wszystko co powstało dzięki ludzkiej inteligencji. Przypadkowe powstanie komórki wymagałoby jednoczesnego pojawienia się w tym samym miejscu kilkuset funkcjonalnych białek. Jest to poza wszelkim prawdopodobieństwem. Dobór naturalny w żaden sposób nie jest w stanie wytworzyć nic takiego drogą przypadkowych procesów. To nonsens. Podobnie jest z kaskadą krzepnięcia krwi, która polega na uwalnianiu się określonych środków chemicznych. Proces ten zadziała tylko wtedy gdy wszystkie elementy wystąpią według ściśle wymaganej kolejności. Usunięcie zaledwie jednego elementu z tych systemów unicestwia je z miejsca. Dobór naturalny nie mógłby wytwarzać ich stopniowo ponieważ albo funkcjonują one od razu jako gotowe, albo wcale i nie ma żadnej korzyści z utrwalania ich pośrednich etapów (s. 81).


    Ten sam problem dotyczy DNA, którego powstania darwiniści również w żaden sposób nie są w stanie wyjaśnić przez przypadkowe losowe mutacje i dobór naturalny. Każda niekorzystna większa mutacja DNA prowadzi do śmierci. Nić DNA zawiera więcej uporządkowanych informacji niż cała Encyclopedia Britannica. Samorzutne poskładanie się nukleotydów w czysto nieukierunkowanym i ślepym procesie, tak aby od razu były funkcjonalne, jest kolejnym nonsensem z punktu widzenia bezcelowych mechanizmów darwinowskich (s. 81-83). Jacques Monod oszacował, że prawdopodobieństwo wyewoluowania jednokomórkowego organizmu jest praktycznie zerowe (s. 85). Johnston cytuje znanego darwinistę Goulda, który w pewnym momencie oświadcza, że neodarwinizm jest martwy. Co ciekawe, neodarwinizm powstał bo darwinizm był martwy. Ale teraz również neodarwinizm jest martwy jako wyjaśnienie (s. 83). Gould miał także wątpliwości w kwestii tego czy darwinowska idea doboru naturalnego cokolwiek wyjaśnia. Dobór naturalny zaczyna działać dopiero wtedy gdy organizmy i ich narządy są w pełni ukształtowane. Wcześniej po prostu idea ta nie ma zastosowania. Ten zarzut przeciw darwinizmowi nigdy nie został odparty (s. 135, 137).


    Johnston opisuje też powołanie przez takich darwinistów jak Eldredge i Gould punktualizmu, który miał być lekarstwem na niedostatki darwinizmu, zwłaszcza takie niedostatki jak nieprzekraczalne luki w zapisie kopalnym. Ale ta propozycja tylko pogłębiła problemy darwinizmu i upubliczniła je ponieważ teraz zaczęto mówić o nich już oficjalnie. Hipoteza punktualizmu jest hipotezą ad hoc, która nic nie wyjaśnia i tylko jeszcze dodatkowo pogarsza sprawę. Jeśli ewolucja nie następowała stopniowo ale skokowo, jak chcą punktualiści, to jak drogą wielkich skoków wyjaśnić nagłe powstanie takich złożonych cudów przyrody jak sonar nietoperza? To nonsens. Darwin wiedział, że takie wyjaśnienia wprost obalą jego teorię i dlatego kurczowo trzymał się koncepcji ewolucji na drodze małych kroczków. Ale takiej stopniowej ewolucji z kolei przeczy zapis kopalny (s. 84, 165).


    Tajemnica powstawania gatunków pozostaje niewyjaśniona. Sceptycyzm wobec darwinizmu zatacza coraz szersze kręgi wśród naukowców. Jest już całkiem wielu przyrodników antydarwinistów. W 1984 roku grupa takich przyrodników wydała tom opracowań pod tytułem Beyond Neo-Darwinism. Gareth Nelson i Ron Platnick, dwaj amerykańscy biolodzy (sic!) napisali tam: „Jesteśmy przekonani, że darwinizm, krótko mówiąc, został poddany testowi i okazał się teorią fałszywą” (s. 85-86). Darwinizm jest pseudonauką. Darwiniści zwiedli wielu biologów, którym wmówili, że teoria ewolucji została dowiedziona, co nie jest prawdą (s. 85). Igraszki z muszkami owocówkami w butelkach albo niewielka zmienność ptaków na wyspach nie są żadnym dowodem na to, że powstaliśmy z drobnoustrojów (s. 86). Z muszki owocowej poprzez mutacje powstają tylko muszki owocowe i nic innego. Źródłem życia jest tylko inne życie. Darwinizm jest w poważnym kryzysie. Filozof A.N. Whitehead powiedział kiedyś, że Darwin celowo poświęcał się żeby udowodnić, że nie istnieje celowość, co stanowi interesujący temat do badań (s. 87, 82, 130).


    W rozdziale 6 Johnston rozważa darwinowskie kłopoty w kwestii ustalenia pochodzenia człowieka. Darwin poświęcił zaledwie jedno zdanie kwestii pochodzenia człowieka (s. 90). To zagadnienie jest obszarem, w którym darwinizm wpada już w całkowite tarapaty z braku dowodów. Nic więc dziwnego, że darwiniści fałszowali tak zwane dowody na ewolucję człowieka. Jednym z takich fałszerstw były skamieniałości tak zwanego człowieka jawajskiego. Holender Eugene Dubois ogłosił, że znalazł skamieniałości rzekomego brakującego ogniwa w ewolucji człowieka. Dopiero po długim czasie (aż kilkadziesiąt lat) wyszło na jaw, że było to fałszerstwo. Tak zwany człowiek jawajski był tylko mieszanką kości gibbona (czaszka) i kości należących do współczesnego człowieka (s. 91, 97).


    Darwiniści widzą w szczątkach hominidów dokładnie to co chcą zobaczyć. Ich hipotezy nie są poparte żadnymi dowodami i są często porzucane. Darwiniści udają, że różnica między człowiekiem i szympansem jest bardzo niewielka i jedynie ilościowa. Jednak jest to nieprawda. Homo sapiens jest istotą radykalnie odmienną od wszystkiego, co występuje w przyrodzie. Różnica między człowiekiem i najbardziej zaawansowanym szympansem nie jest ani mała, ani czysto ilościowa. Jest jakościowa. Istnieje też problem z zapisem kopalnym. Luki w zapisie kopalnym w kwestii rzekomej ewolucji człowieka są tak duże, że jest to przepaść nie do zasypania. Skamieniałości nie odzwierciedlają darwinowskiego poglądu o stopniowej ewolucji człowieka. Gatunki hominidów, takie jak Australopithecus afarensis, pojawiają się nagle w zapisie kopalnym i są już w pełni ukształtowane (s. 92-93, 96, 99, 102). Darwiniści mają sprzeczne poglądy w kwestii rzekomych przodków człowieka. Panuje tu istny zamęt i dominuje fantazjowanie. Johnston cytuje Richarda Lewontina z Uniwersytetu Harvardzkiego, profesora zoologi i genetyki, który bezceremonialnie oświadczył, że nie wiemy nic o przodkach gatunku ludzkiego i żaden kopalny gatunek hominidów nie może być ostatecznie przyjęty jako nasz przodek (s. 94, 96).


    Johnston opisuje też problemy z datowaniem szczątków. Datowanie radioaktywne jest uzależnione od kilku trudnych do zweryfikowania założeń. Tempo rozpadu promieniotwórczego może się zmieniać z powodu promieniowania kosmicznego, choć metody datowania zakładają, że tempo rozpadu jest stałe. Nie jesteśmy też w stanie określić wyjściowych proporcji, na przykład potasu i argonu. Skały mogą łatwo absorbować argon. Datowane szkielety mogą się przemieszczać lub mieszać z innymi artefaktami archeologicznymi w danej warstwie Ziemi, z powodu różnych czynników zewnętrznych zależnych od zdarzeń geologicznych (ruchy skorupy ziemskiej, przyrodnicze katastrofy lokalne i tak dalej). Ustalenia wieku szczątków hominidów były wielokrotnie rewidowane i stawały się nieaktualne (s. 95-97). Australopitek został przed darwinistów z powrotem zdegradowany do zwykłej małpy, a datowanie poszczególnych hominidów sprawia, że nachodzą one na siebie na linii czasowej. Jak pisze Gould, trzy linie rodowe hominidów istnieją jednocześnie obok siebie i żadna z nich nie pochodzi od innej. Żadna z nich nie wykazuje też tendencji do ewoluowania. Różnice między tymi hominidami są czysto kosmetyczne, nie większe niż różnice między obecnie żyjącymi rasami ludzkimi (s. 96-98).


    Z darwinowskich schematów wynika, że nasz mózg rósł w o wiele większym tempie niż powinno to wynikać z zasady kompensowania rozmiarów ciała. Darwiniści nie są w stanie tego w ogóle wyjaśnić swoim kolegom materialistom (s. 98). Darwiniści nie są też w stanie przy pomocy naturalnej selekcji wyjaśnić zagadki ludzkiego intelektu, umysłu i świadomości. Aby przetrwać i konkurować z innymi gatunkami nie potrzebujemy tworzyć takich dzieł jak Hamlet lub komponować takich utworów jak Don Giovanni. Teoria Darwina w ogóle tego nie przewiduje. Człowiek jest wyposażony w cechy, których małpa nie posiada nawet w formie szczątkowej. Nie udało się wytresować małp tak, aby używały lub rozumiały reguły syntaktyczne. Znaki i symbole są dla małp co najwyżej środkiem, dzięki którym otrzymują pożądane przedmioty. Nie służą one do komunikowania informacji. Uczenie szympansa sprowadza się jedynie do mechanicznego wytresowania w nim pewnych zachowań. Nie rozumie on idei oraz przyczyn zdarzeń. Zdolność do używania przez ludzi języka w ogóle nie daje się wyjaśnić w kategoriach darwinowskich. Był to swego rodzaju skok kwantowy. Zdolności mówienia u ludzi nie da się z niczym porównać. Darwinizm nie jest też w stanie wyjaśnić celowego dążenia u człowieka, intencjonalności oraz pochodzenia etyki. Darwinowskie próby opisu w tym obszarze są żenująco nieporadne i często wykluczają się nawzajem (s. 100, 130). Nigdy nie istniała społeczność, która funkcjonowałaby w oparciu o darwinowski model bezwzględnej walki (s. 101).


    Jeśli zgodnie z darwinizmem człowiek jest jedynie przypadkowym zbiorem atomów, produktem ślepych materialnych sił, to ludzie nie posiadają wolnej woli. Skoro tak jest to nie można ufać wytworom ludzkiego intelektu, obejmującym również i książki darwinistów. Stanowi to swoistą piętę achillesową materialistycznej filozofii. Ewolucyjny materializm obala sam siebie, ponieważ degraduje ludzką świadomość do epifenomenu materii. Powieściopisarz Walker Percy złośliwie zauważył, że książka O pochodzeniu gatunków wyjaśnia wszystko, za wyjątkiem pochodzenia samego Darwina piszącego tę książkę (s. 101). Johnston pisze też, że darwiniści są niekonsekwentni i nielogiczni oburzając się na krytyków ich teorii. Przecież Richard Dawkins pisze, że jesteśmy tylko maszynami przetrwania, ślepo wykonującymi polecenia naszego DNA. W tej sytuacji nie można mieć pretensji do krytyków darwinizmu, którzy też jedynie ślepo wykonują instrukcje swego DNA. Ich własne cząsteczki DNA najwyraźniej rozstrzygnęły, że krytykując darwinizm przetrwają znacznie lepiej niż cząsteczki DNA samych darwinistów. Widać do jakich samowywrotnych absurdów i wewnętrznych sprzeczności prowadzą idee darwinizmu. Johnston pod koniec rozdziału 6 konkluduje, że usunięcie teorii Darwina ze sfery nauki może przyczynić się do wzrostu poziomu naszej kultury i współczesnej edukacji, która wyraźnie podupadła z powodu prymitywnego myślenia darwinistów, którzy niczym wirus zainfekowali myślenie współczesnego człowieka (s. 101-102).


    W rozdziale 7 Johnston analizuje materialistyczne konsekwencje darwinizmu, Jako motto do tego rozdziału Johnston cytuje słowa Richarda Lewontina, który 9 stycznia 1997 roku przyznał w dziale recenzji książek dla New York Times'a, że on i inni darwiniści będą się trzymać darwinowskiego materializmu nawet wtedy, gdy będzie on pełen niespełnionych obietnic i bajdurzeń, które będą prowadzić do absurdalnych wniosków (s. 103, 114).


    Dowody na istnienie Stwórcy są nadal aktualne, choć darwiniści próbowali wyrugować je z publicznej debaty. Nauki przyrodnicze nie są w stanie wyjaśnić rzeczywistości materialnej. Mogą jedynie dawać jej tymczasowy opis, który podlega rewizjom. Darwinizm pozbawia wszelką etykę podstaw (s. 104-105, 109-112). Karol Marks przywitał z otwartymi rękoma idee Darwina ponieważ wreszcie mógł znaleźć usprawiedliwienie dla swej prometejskiej rewolty przeciw Bogu. Marks chciał nawet zadedykować Darwinowi swą książkę pt. Kapitał. Teoria Darwina wywarła ogromny wpływ na reżimy marksistowskie i niejako była odpowiedzialna za zbrodnie tych systemów przeciw ludzkości. Lenin napisał w State and Revolution (1917), że marksizm to bezpośrednie zastosowanie darwinizmu w polityce (s. 106). Niemieccy generałowie, którzy rozpętali Pierwszą Wojnę Światową, usprawiedliwiali swe zapędy ideami Darwina. Hitler również był zafascynowany darwinizmem i usprawiedliwiał nim swoje ludobójstwo. Hitlerowi szczególnie do gustu przypadła idea ciągłej walki i przetrwania tylko tych najlepiej przystosowanych. Mentorem Darwina był niejaki Malthus, który wspierał eugenikę. Sam Darwin wyrażał aprobatę dla idei eksterminacji różnych pierwotnych ras, które uważał za gorsze od ras europejskich. Mały krok dzielił Darwina od komór gazowych. Twórcy najbardziej ludobójczych systemów XX wieku znajdowali uzasadnienie i usprawiedliwienie w poglądach Darwina (s. 107-109).


    Darwinizm stał się religią ateistów, która usprawiedliwia ich bezbożność. Dlatego dla materialistów nie ma znaczenia to, że żadne dowody nie wspierają darwinizmu i wszystkie dowody mu wręcz przeczą. Materialiści i tak będą podtrzymywać tę ułudę bo bez tego ich ateizm straciłby rację bycia i sens. Darwinizm jest tylko świecką metafizyką i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Darwinizm został wymyślony jako narzędzie służące do wykorzeniania religii ale paradoksem jest to, że sam stał się nową religią dla wojujących sekularystów. Wyznawców darwinizmu charakteryzuje bardzo duża gorliwość religijna i ewangelizacyjna w szerzeniu ich nowej bezbożnej religii doboru naturalnego (s. 112-114, 138-139, 166). Ale darwinizm to religia oparta na sztucznych trikach semantycznych. Darwinowską religię cechują wszystkie te najgorsze cechy, które wytyka ona religiom teistycznym: misjonarski fanatyzm i dogmatyzm, wykluczanie heretyków, wygłaszanie dogmatycznych i nieomylnych prawd („ewolucja jest faktem tak pewnym jak grawitacja”) przez magisterium kościoła darwinowskiego, zwanych ekspertami (s. 114). Darwiniści mają nawet instytucję ekskomuniki (s. 137). Tymczasem jeszcze nie wszyscy zostali zahipnotyzowani przez nową darwinowską religię. Filozof Marjorie Grene napisała esej o wymownym tytule Wiara darwinistów. Stwierdziła w nim, że wszystkie darwinowskie książki jakie przeczytała naruszają reguły logiki bo z góry zakładają to, czego miały dopiero dowieść. Zdziwiło ją także to, że darwinistów cechuje aż taka pewność siebie skoro darwinowska teoria ewolucji nie została nigdy udowodniona (s. 114-115). Po załamaniu się Freuda i Marksa świecki estabilishment trzyma się Darwina jeszcze bardziej kurczowo niż kiedyś. To jest ich mit stworzenia. A książka Darwina pt. O pochodzeniu gatunków to taka swoista ateistyczna Księga Rodzaju (s. 115).


    W rozdziale 8 Johnston omawia stosunek Kościoła Katolickiego do teorii ewolucji i analizuje historię poglądów papieży na ten temat. Jest to dość cenny rozdział ponieważ nie widziałem jeszcze nigdzie takiej zgrabnej syntezy historycznego przeglądu poglądów. Na pewno są takie opracowania ale jak dotąd nie miałem ich w ręku. Papieże podkreślali, że darwinowska teoria ewolucji w jej czysto materialistycznej postaci jest nie do zaakceptowania dla katolika (s. 117). Encyklopedia Katolicka zauważa, że dowody na pochodzenie człowieka od zwierząt są niewystarczające, zwłaszcza w świetle paleontologii. Darwinizm nie jest też w stanie wyjaśnić skąd się bierze przystosowanie organizmów. Darwinizm jest niezadowalający naukowo. Fakty nie przemawiają za tym, że nowe gatunki powstają na drodze doboru naturalnego. To samo powtórzył papież Pius XII w encyklice Humani generis. Papież nazwał darwinizm nową błędną filozofią materializmu i podkreślił, że teoria ewolucji nie została udowodniona. Pius XII potępił też poligenizm, który jest sprzeczny z koncepcją grzechu pierworodnego. Poligenizm to idea głosząca, że Adam był tylko symbolem reprezentującym wielu pierwszych rodziców (s. 120-121, 124, 130, 146). Również papież Jan Paweł II stwierdził w styczniu 1986 roku, że ewolucja to tylko hipoteza, która nie daje naukowej pewności. Nie ma dowodów na makroewolucję. W dodatku papież zauważył, że nawet sami darwiniści nie są zgodni w kwestii tego co jest mechanizmem ewolucji (s. 123-124).


    W rozdziale 9 Johnston dokonuje przeglądu poglądów słynnych chrześcijańskich myślicieli na darwinowską teorię ewolucji. Wybitny francuski myśliciel Étienne Gilson trafnie zauważał, że darwiniści próbując wyeliminować jakąkolwiek celowość z przyrody wpadają w sprzeczność ponieważ opisując funkcje narządów używają właśnie języka intencjonalnego, celowościowego i teleologicznego. Nawet najbardziej zacięci materialiści mają kłopot gdy mówi się o działaniu organów lub tkanek w oderwaniu od pojęcia celowości. Darwinizm może co najwyżej mówić o tym jak funkcjonują biologiczne struktury ale nie jest w stanie wyjaśnić zaistnienia tych struktur (s. 149). Gilson uważa też darwinowską ideę doboru naturalnego za brak wyjaśnienia, a nie za wyjaśnienie. Darwinowski przypadek nic nam nie wyjaśnia bo jest brakiem wyjaśnienia, a nie wyjaśnieniem. Mamrotanie darwinistów, że takie cuda przyrody jak oko powstały przypadkiem to filozoficzna komedia, a nie jakiekolwiek wyjaśnienie. To czcze gadanie. Darwinowski mechanizm jest pod względem przyrodniczym i filozoficznym po prostu pozbawiony jakiejkolwiek mocy wyjaśniającej i niczego nie może nam wyjaśnić, podkreśla Gilson (s. 150). C.S. Lewis z kolei nazywał darwinizm intelektualnym oszustwem i podkreślał, że nie ma żadnych empirycznych dowodów na tę koncepcję. Idea ta jest podtrzymywana bez dowodów tylko dlatego, że jest dla materialistów jedyną alternatywą względem koncepcji Boskiego stworzenia. Dla darwinistów nie ma zatem żadnego znaczenia to, że darwinizm nie opiera się na żadnych dowodach. C.S. Lewis podkreślał też, że darwinizm prowadzi do destrukcji moralnej i intelektualnej. Darwinizm jest centralnym i fundamentalnym kłamstwem w całej tej pajęczynie kłamstwa, która obecnie rządzi naszym życiem społecznym i intelektualnym. Darwiniści wpadają w sprzeczność gdy z jednej strony twierdzą, że człowiek jest produktem irracjonalnych sił przyrody, z drugiej zaś strony twierdzą, że doszli do tego wniosku racjonalnie i mogą też racjonalnie argumentować za ewolucyjnym materializmem (s. 151-152).


    W rozdziale 10, który jest ostatnim rozdziałem omawianej książki, Johnston analizuje konkluzje, które wynikają z wszystkich rozważań w jego pracy. Filozoficzny materializm nie wynika z myślenia przyrodniczego. Filozofia kryjąca się za darwinowskim myśleniem jest niespójna (s. 153). Scjentyzm z reguły wiąże się z ateizmem (s. 154, przyp. 57). Bez chrześcijaństwa nie byłoby nauk przyrodniczych. Idea, że świat jest racjonalny pochodzi z oryginalnej koncepcji chrześcijańskiego stworzenia. Kosmogonie pogańskie postrzegały świat jedynie jako chaos (s. 157). W buddyzmie przyrodoznawstwo nigdy nie powstanie bo materialny świat jest w buddyzmie ujmowany jedynie jako iluzja, od której musimy się wyzwolić. Dlatego właśnie współczesna nauka powstała w chrześcijańskiej Europie, a nie w buddyjskiej Azji (s. 158). Pewnego dnia darwinowska próba wyjaśnienia powstawania gatunków odejdzie do lamusa ponieważ darwinizm jest tylko kolejną poronioną ideą i ślepą uliczką w dziejach myśli ludzkiej (s. 161). Sprzeciw wobec darwinizmu był nie tylko ogromny za życia Darwina, ale utrzymywał się przez cały czas po jego śmierci, aż do dzisiaj. Obecnie ten sprzeciw coraz bardziej narasta i to również wśród biologów. W obozie darwinistów również daje się zauważyć rosnący niepokój. A to świadczy o poważnych trudnościach w ich własnych szeregach. Bronią oni jednak straconych pozycji XIX-wiecznego obrazu świata (s. 162). Liczni ewolucjoniści i matematycy wyrażali swoje niezadowolenie z neodarwinizmu (s. 164).


    Książka George'a Sim Johnstona o ewolucji jest niepozorna ale zarazem jest dosłownie upakowana bardzo ciekawą treścią i niezwykle mądrymi spostrzeżeniami. Naprawdę się wyróżnia. Dlatego postanowiłem ją omówić. Co ciekawe, autor nie odrzuca całkowicie idei ewolucji. Uważa, że Bóg mógł użyć takiego narzędzia i sprawa ta pozostaje otwarta. Odrzuca jednak ideę ewolucji darwinowskiej, która jest całkowicie jałowa jako wyjaśnienie. Chodzi zwłaszcza o mechanizm ewolucji darwinowskiej. Dobór naturalny i losowe mutacje nie są w stanie wytworzyć niczego. To jest nonsens. Johnston twierdzi, że napisał swą książkę aby ułatwić katolikom odnalezienie się w zamęcie spowodowanym przez idee darwinowskie. Cytuje też wyczerpująco oficjalne nauczanie Magisterium Kościoła w temacie ewolucji. W tym sensie książka Johnstona jest na pewno przydatnym narzędziem dla każdego świadomego i zaangażowanego katolika. Tym bardziej warto ją znać i tym bardziej uznałem, że warto ją omówić.


George Sim Johnston, Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji, Kraków 2004.


    Jan Lewandowski, wrzesień 2023.
 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane