Jan Lewandowski

Kłamstwo ewolucji - ateista Hans Joachim Zillmer

dodane: 2023-11-24
Omówienie wyjątkowo ciekawej i nietypowej książki Hansa Joachima Zillmera pt. Kłamstwo ewolucji, Warszawa 2006.

     Obiegowa propaganda darwinistów głosi, że nie istnieją żadne fakty, które przeczyłyby teorii ewolucji. Obiegowa propaganda darwinistów głosi również, że tylko niedouczeni kreacjoniści i ciemni kołtuni zwalczają teorię ewolucji. Czyżby? Obok sceptycznego wobec darwinowskiej teorii ewolucji biologa molekularnego i zarazem agnostyka Michaela Dentona, którego książkę omawiałem niedawno na łamach niniejszego portalu, Hans Joachim Zillmer jest kolejnym bezpośrednim zaprzeczeniem tejże obiegowej propagandy darwinistów. Zillmer jest nie tylko ateistą ale posiada również doktorat. Mimo to darwinowską ewolucję uważa za największe publiczne oszustwo wszechczasów. Ponadto prezentuje w swych książkach mnóstwo danych, głównie paleontologicznych, które wprost przeczą darwinowskiej teorii ewolucji.


      Zillmer jest Niemcem. Co ciekawe, nie jest on tylko gabinetowym teoretykiem. Sam przeprowadza mnóstwo badań i wykopalisk w terenie, mając bezpośrednio do czynienia z mnóstwem artefaktów, które przeczą darwinowskiej teorii ewolucji lub są w jakiś sposób z nią powiązane.

      Do tej pory ukazało się kilka książek Zillmera w języku polskim, w których podważa on darwinowską teorię ewolucji. Należą do nich wydana w 2003 roku książka pt. Pomyłka Darwina oraz wydana w 2006 roku książka pt. Kłamstwo ewolucji. Ta druga książka jest dużo bardziej udokumentowana niż ta pierwsza i tym samym omówię ją w niniejszym tekście. Numery stron podaję za wspomnianym polskim wydaniem tej książki.


       Zillmer zastosował nieco inną taktykę niż większość sceptyków podważających teorię ewolucji. Większość znanych mi publikacji polemizujących z darwinizmem koncentruje się przede wszystkim na wykazywaniu, że teoria ewolucji nie wynika z danych. Darwiniści bezpodstawnie ekstrapolują mikroewolucję w makroewolucję. Z niewielkiego zakresu zmienności biologicznej, której poddana jest duża część organizmów, darwiniści wyciągają zupełnie nieuprawniony wniosek, że wszystko co istnieje w świecie ożywionym, z ludźmi włącznie, wyewoluowało z jakiegoś pierwotnego drobnoustroju. Tymczasem Non Sequitur. Nie ma tu żadnego wynikania. Teoria ewolucji nie jest poparta żadnymi dowodami. Przeciwnicy darwinowskiej teorii ewolucji wskazują też na to, że zapis kopalny przeczy idei stopniowej ewolucji. Zaawansowane formy życia pojawiają się nagle i dosłownie znikąd w zapisie kopalnym, w pełni uformowane, gotowe i niezmienne, bez żadnych wcześniejszych form przejściowych (patrz zagadnienie tak zwanej eksplozji kambryjskiej). Wreszcie, mikrobiolodzy wskazują na to, że struktury w świecie ożywionym są zbyt złożone, aby mogły przypadkowo wyewoluować (patrz zagadnienie inżynierii w biologii molekularnej i tak zwane zagadnienie nieredukowalnej złożoności). To głównie na tych trzech obszarach współcześni sceptycy podważają darwinowską teorię ewolucji.

        
     Tymczasem Zillmer poszedł inną drogą w swej polemice. Jak wspomniałem już wcześniej, kataloguje on dane, głównie paleontologiczne, które wprost przeczą darwinowskiej teorii ewolucji. Przytaczane przez niego przykłady są tak ewidentne, że nie ma z czym dyskutować i ewolucjoniści po prostu udają, że ich nie ma. Zillmer prezentuje setki takich znalezisk jak na przykład czaszka takiego człowieka jak człowiek współczesny w skale, którą ewolucjoniści sami datują na miliony lat (Homo sapiens w ogóle wtedy nie powinien istnieć, zgodnie z założeniami i skalą chronologiczną darwinistów). Zillmer bardzo zręcznie ukazuje też jak ewolucjoniści próbując czasem negować te najnowsze znaleziska wpadają we własne sidła, ponieważ po użyciu tych metod do znalezisk jakie im pasują musielibyśmy odrzucić także te ostatnie.


      Książka Zillmera, jak żadna inna ze znanych mi jest naszpikowana odnośnikami do takich renomowanych czasopism naukowych jak „Nature” etcetera. To książka napisana przez naukowca i nie ma w niej ani jednego fragmentu, gdzie autor popiera swe wnioski jakimiś pismami świętymi czy literaturą kreacjonistyczną. Praca jest czysto laicka i nie ma nic wspólnego z żadnym kreacjonizmem. Zillmer jest ateistą. Jest to kolejny dowód przeciw ewolucjonistycznej propagandzie, która wmawia wszystkim, że ewolucjonizm jest krytykowany tylko przez fanatyków religijnych, kreacjonistów i ignorantów. Jak widać nie, teorię ewolucji krytykują również co bardziej odważni badacze z obozu samych naukowców i to oni zaczynają wychodzić w tej chwili na czoło w ogólnoświatowej debacie na ten temat. Dzięki argumentom z książki Zillmera można się dowiedzieć dlaczego. Książka ta pokazuje, że nie trzeba być żadnym „kreacjonistą” aby odrzucać ewolucjonizm. Można to robić z czysto naukowego punktu widzenia, odwołującego się do faktów i naukowego sceptycyzmu. Książka Zillmera prezentuje materiał czysto paleontologiczny. Ilość danych przeczących oficjalnemu darwinizmowi i zebranych w tej książce jest tak wielka, że zadaje to kłam tezie propagandystów, którzy twierdzą, że z ewolucją nie zgadza się tylko „niewielka ilość danych, która właśnie jest wyjaśniana”. Niech ilustracją nieprzeciętności tej książki będzie jej nowatorskie odniesienie się do wałkowanego aż do znudzenia (także w polskim Internecie) argumentu mającego niby „dowodzić” ewolucji: uodparniania się bakterii na antybiotyki. Zillmer odwołując się do badań izraelskich naukowców (Lee Spetner, 2001) w tym temacie pokazuje, że bakterie tak naprawdę nie uodparniają się na antybiotyki (s. 209). To tylko pewne szczepy pośród nich od zawsze mają taką odporność i transferują gen tej odporności do innych bakterii. Ale nie jest to żadna „ewolucja”, bo nowa cecha nie powstaje na drodze ewolucji, tylko jest przekazywana jako już istniejąca wcześniej. To przeczy tezie darwinistów, że jakaś cecha jest nabywana przez te bakterie drogą presji środowiskowej. Omawiana książka Zillmera prezentuje też dużo innych ciekawostek, każdy kto interesuje się sporami w tym temacie powinien chociaż ją przejrzeć. Polecam, bez względu na to czy ktoś uznaje darwinizm, czy nie.


     Materiał prezentowany przez Zillmera jest różnisty. Szokujące jest zwłaszcza to, że prawie wszystko opiera on na periodykach naukowych, choć część materiału to archiwalia odwołujące się do nieco starszych raportów ze znalezisk (w większości naukowych). Nie jest to nic zdrożnego moim zdaniem. Zauważmy, że sami ewolucjoniści opierają się na tak starych raportach i znaleziskach, przecież choćby ich Homo heidelbergensis to odkrycie z 1907 roku, które zostało przeprowadzone w warunkach dalekich od idealnych pod względem naukowym. Ale to nic przy tak zwanym Człowieku pekińskim (Homo erectus pekinensis), którego ewolucjoniści odkryli i badali w latach 20. XX wieku i którego szczątki w dodatku bezpowrotnie przepadły w 1941 roku. To jednak nie przeszkadza im powoływać się wciąż na to odkrycie jako na argument. Stąd można uznać za niekonsekwencję każdą ewentualną próbę dyskredytowania niektórych poniższych prezentowanych przez Zillmera również nie najmłodszych eksponatów, czy raportów na ich temat, tylko z tego powodu, że nie są one świeżej daty. Jest to niestety częsta taktyka wśród ewolucjonistycznych socjotechników. Po prostu socjotechnikom używającym niekonsekwentnej argumentacji z góry dziękujemy.


     Zillmer czasem pisze, że niektóre z prezentowanych przez niego znalezisk spotkały się z próbą krytyki ewolucjonistycznej, ale na wszystko to odpowiada on polemiką odpierającą te argumenty. Przytacza też często wypowiedzi ewolucjonistów, którzy piszą o jego odkryciach w stylu: nie możemy uznać tego faktu, bo musielibyśmy przyznać, że się myliliśmy. To dobrze obrazuje jak ewolucjoniści uprawiają naukę i jaki mają stosunek do faktów: to fakty mają podporządkować się ich teorii, choć w nauce powinno być odwrotnie. Nie referuję jednak polemik Zillmera, bo to wszystko stałoby się zbyt rozwlekłe. Jak kogoś to interesuje to niech sobie po prostu przejrzy jego omawianą książkę.


     Na początku swej książki Zillmer ujawnia obraz wielkiego chaosu jaki tak naprawdę panuje w teorii ewolucji i w ramach wprowadzenia przede wszystkim dość błyskotliwie pokazuje, że rozmaite datowania ewolucjonistów są oparte na zupełnie niewiarygodnych metodach i przynoszą zupełnie fantastyczne wyniki. Przywołuje w tym miejscu czasopismo „Science” (tom 141, s. 634-637 i tom 224 z 6 kwietnia 1984, s. 58-61), które wspomina o datowaniu pewnego mięczaka za pomocą metody radiowo-węglowej na wiek 2300 lat. Problem w tym, że to zwierzę było żywe w momencie przeprowadzania na nim datowania. Inne datowanie innego żywego stworzenia za pomocą tej samej metody dało wynik 27 000 lat.


     Następnie dalej Zillmer pokazuje jak jedna i ta sama metoda może przynosić zupełnie sprzeczne wyniki datowań dla jednej i tej samej próbki. W naukowej publikacji „Arizona Bureau of Geology and Mineral Technology Bulletin” (197/1986, s. 1) podano, że na podstawie metody potas-argon wiek potoku lawy w północnym dorzeczu Kolorado określono na 10 000 lat, podczas gdy inne laboratorium wydatowało tę próbkę na ponad 10 razy więcej – 117 000 lat („U.S. Atomic Energy Commision Annual Report”, nr C00-689-76).


     Dalej Zillmer zwraca uwagę na fakt, że wulkan Mount St. Helens wyrzucił lawę 17 października 1980 roku i w 1992 roku dr Steven Austin postanowił zrobić pewien eksperyment polegający na tym, że tę bardzo młodą i wystygłą lawę przekazano do datowań ewolucjonistom w Geochron Laboratorium w Cambridge, którym nie powiedziano dla zachowania obiektywizmu badań skąd i z jakiego okresu pochodzi próbka dacytu z tego wulkanu. Wspomniane laboratorium wydatowało próbki z tego wulkanu nawet na 2,8 miliona lat, choć miały one zaledwie około 10 lat.


     Następnie Zillmer wskazuje na fakt, że datowanie radiometryczne popiołu z Wezuwiusza wykazało, że ma on około 3300 lat, choć był on o prawie 1400 lat młodszy, skoro Wezuwiusz wybuchł w 79 roku n.e. („Science”, tom 227, 29 sierpnia 1997, s. 1279-1280).


     Dalej Zillmer publikuje (za „Earth and Planetary Science Letters”, tom 6, 1969, s. 47-55) całą listę przykładów błędnych wyników datowań, za pomocą których ewolucjoniści mierzą czas znalezisk:


1) bazalt z Hualalai na Hawajach wydatowano na 1 milion 330 tysięcy lat, choć ma on zaledwie 200 lat.


2) bazalt z Etny we Włoszech wydatowano na 170 tysięcy lat, choć ma on nie więcej niż 2122 lata.


3) inny bazalt z Etny wydatowano na 210 tysięcy lat, choć ma on nie więcej niż 214 lat.


4) bazalt z Sunset Crater wydatowano na 100 tysięcy lat, choć ma on ciut mniej niż 1000 lat.


5) plagioklaz z Mt. Lassen wydatowano na 80 tysięcy lat, choć ma on zaledwie 92 lata.


    Drążąc dalej temat datowań Zillmer pokazuje, że nawet gdyby się odczepić od niewiarygodnych metod datowania ewolucjonistów i uznać je za choćby przybliżone do prawdy, to i tak mimo to znaleziono wiele artefaktów, między innymi szczątków kości, których datowania są zupełnie niezgodne z wykresami epok oficjalnie prezentowanych w ewolucjonistycznej doktrynie (ukłon w stronę wszystkich tych, którzy twierdzą, że teoria ewolucji jest „faktem” tak „bezspornym” jak heliocentryzm – znana sztuczka socjotechniczna bardzo chętnie stosowana zwłaszcza przez tak zwanych racjonalistów i wszelkiej maści wojujących ateistów).


     Znaleziono więc kości, które wedle ogromnych skal czasowych proponowanych przez ewolucjonistów powinny być od dawna sfosylizowane (czyli skamieniałe). Tymczasem nie są. Na północnym zachodzie Alaski znaleziono takie właśnie kości dinozaurów kaczodziobych i rogatych („Journal of Paleaontology”, t. 61/1, 1986, s. 198-200 i Geological Society of America, «abstract programs», t. 17, s. 548).


     Wedle innego doniesienia („Edmonton Journal”, 26 października 1987 i „Saturday Night”, sierpień 1989, tom 104/8, s. 16-19) w Bylot Island w Nowej Funlandii odnaleziono żuchwę dinozaura kaczodziobego, która również nie była skamieniała.


     „Science” opublikował artykuł na temat znalezionych w Utah kości dinozaurów sprzed rzekomo 80 milionów lat. Kości te jednak również nie są skamieniałe, mało tego, udało się nawet wydzielić z nich DNA, czego dokonał niejaki Scott R. Woodward.


     Inni naukowcy w 2000 roku (Uniwersytet Alabama) odkryli podobne znalezisko w Dakocie Północnej. Chodzi o niesfosylizowane kości triceratopsa.


    Dwa różne amerykańskie zespoły badawcze pod kierunkiem H.R. Millera przeprowadziły datowanie kości arkokantozaura, znalezionych w rejonie Paluxy River w Teksasie. Wiek tych kości mierzono metodą węglową ale też przy pomocy spektometru masowego, aby wynik był wszechstronny i niezależnie potwierdzony różnymi sposobami. Tylko co z tego, skoro wynik datowań tych kości był druzgocący dla doktryny ewolucjonistycznej: 36 500, względnie 32 000 lat. Po szoku jakiego doznali badacze przeprowadzono całe datowanie jeszcze raz (pewnie dlatego, żeby fakty pasowały do teorii ewolucji, choć powinno być odwrotnie), ale wynik był jeszcze mniejszy: 23 700, względnie 25 750 lat (opis w „Factum”, 2/1993, s. 46).


     Jednak wedle oficjalnych ewolucyjnych tabel chronologicznych dinozaury miały wymrzeć jakieś 65-100 milionów lat temu, w górnej kredzie.


     Gwóźdź do trumny dobili rosyjscy uczeni, którzy porównali proporcje izotopów (czynnik istotny przy ewolucjonistycznych datowaniach) we wspomnianych kościach z Teksasu, w kościach dinozaurów z północno-zachodniej Syberii, w kościach współczesnych żółwi i w kościach człowieka z Cro-Magnon ze wschodniego Kazachstanu. To porównanie izotopów ukazało, że ludzie i dinozaury żyli jednocześnie („Factum”, 2/113, s. 48).


     Następnie Zillmer podaje przypadek odnalezienia pokładów „zamarzniętego” lasu (wyspa Axel Heiberg, 1200 kilometrów od bieguna północnego), który wydatowano na 45 milionów lat. Drewno jest czarne i zawiera niewielkie pokłady bursztynu, jednak nie skamieniało. Przeciwnie, jest na tyle świeże, że można je nawet palić i strugać (J.F. Bazinger, Our «tropical» Arctic, „Canadian Geographic”, tom 106/6, s. 2837, 1986/1987; por. „Time”, 22 września 1986).


     Istnieją też inne odkrycia całkowicie przeczące ewolucjonistycznej tabeli chronologicznej. „Nature” z 8 maja 2003 roku (tom 423, s. 135-136) donosi o odnalezieniu skamieniałej muchy na Antarktydzie. Jednakże doktryna ewolucjonistyczna wyklucza istnienie takich wyżej rozwiniętych owadów na tym kontynencie, bo wedle niej jest on zlodowaciały od 30 milionów lat.


     Dalej Zillmer opisuje też porażające problemy z ewolucjonistycznymi założeniami wobec ewolucji ludzi. I tak na przykład Charles E. Oxnard wykazał w „Nature” (tom 258, s. 389), że australopitek jako ogniwo pośrednie na drodze do człowieka to iluzja, ponieważ wszystkie kości jakie się w tej materii przedstawia niczym nie różnią się od kości choćby takiego orangutana. I istotnie, na stronie 116 Zillmer opublikował zdjęcie czaszki Australopithecus afarensis a tuż obok zdjęcie czaszki współczesnego szympansa. Są po prostu identyczne, jak z jednej formy.


     Inny naukowiec, amerykańska antropolog Holly Smith opublikowała w 1994 roku analizę, w której dowiodła, że kolejne rzekome ogniwo pośrednie między ludźmi a małpami, tak zwany Homo habilis, to zwykła małpa a nie człowiek („American Journal of Physical Anthropology”, tom 94, 1994, s. 307n). Inna analiza dokonana w tym samym roku w „Nature” (tom 369, 23 czerwca 1994, s. 645n) pokazała dokładnie to samo, że inny egzemplarz Homo habilis, skatalogowany pod symbolem STW 53, był dużo bardziej podobny do małp niż do czegokolwiek innego. Następne ogniwo pośrednie okazało się ewolucjonistyczną iluzją.


      Równie wielka porażka dotknęła kolejnego ewolucjonistycznego kandydata na ogniwo pośrednie między ludźmi a małpami – Homo rudolfensis, skatalogowanego jako KNM-ER 1470. Okazało się, że czaszkę tego egzemplarza błędnie poskładano, a poza tym ma ona zwyczajnie małpi wygląd („New Scientist”, tom 133, 11 stycznia 1992, s. 38-41). Inny paleoantropolog, J.E. Cronin, stwierdził to samo – Homo rudolfensis to nie żadna forma przejściowa tylko Australopithecus africanus („Nature”, tom 292, 1981, s. 13n). Ale nie tylko Cronin doszedł do takiego wniosku. Inny badający KNM-ER 1470, prof. Alan Walker, paleoantropolog, także nie widzi w tym niczego więcej jak tylko szkielet małpy („Scientific American”, tom 239/2, 1978, s. 54).


     Następnym niewypałem ewolucjonistów okazał się tak zwany Homo erectus. Zillmer pokazuje, że ewolucjonistyczne argumenty przekonujące do tego, że było to jedno z „ogniw przejściowych” na drodze do człowieka współczesnego, to znaczy mniejsza wielkość mózgu (900 – 1100 cm sześciennych) niż u ludzi dzisiejszych, i potężne wały nadoczodołowe, są po prostu naciągane, ponieważ taką samą objętość mózgu i takie same wały nadoczodołowe jak erectus mają choćby współcześnie żyjący Pigmeje, Malaje i Aborygeni. Dla ewolucjonistycznych niedowiarków jest nawet zdjęcie takiego Malaja u Zillmera (s. 68). Na tym zdjęciu Zillmer z jednej strony pokazał czaszkę rzekomego Homo erectusa, zaś z drugiej strony dla porównania przedstawił zdjęcie Malaja. Podobieństwo jest uderzające. Profesor William Laughlin z Uniwersytetu w Connecticut zrobił z kolei porównanie erectusa z anatomią Eskimosów i mieszkańców Wysp Eleuckich i jego wniosek był taki sam. Inny egzemplarz erectusa, oznaczony jako KNM-WT 15 000, nie dość, że przypomina dużo młodszego od siebie neandertalczyka, to co gorsza, nawet ewolucjonista Donald Johnson po porównaniu tego egzemplarza z anatomią współczesnych mieszkańców Afryki Środkowej widział wiele podobieństw. Profesor Helmut Ziegert z Uniwersytetu Hamburskiego odkrył na Saharze ślady osadnictwa (okrągłe chaty) sprzed 400 000 – 200 000 lat, kiedy miał żyć bardzo prymitywny erectus, który nie był jednak tak prymitywny jak chcą ewolucjoniści, ponieważ żył właściwie tak samo jak ludzie współcześni w Afryce (pływali łodziami, polowali na strusie, łowili ryby i nosili odzież ze skór). Znów brak istotnych różnic.


     Zillmer pisze też, że tak zwany chłopiec znad jeziora Turkana w Kenii, najsłynniejszy obecnie egzemplarz erectusa, w niczym nie różni się od człowieka współczesnego pod względem szkieletu. Wspomniany prof. Alan Walker założył się nawet, że przeciętny patolog nie odróżniłby tego szkieletu od szkieletu człowieka nowożytnego.


     Dalej Zillmer omawia następne „ogniwo widmo” w ewolucjonistycznej doktrynie rzekomych ogniw pośrednich w historii człowieka – neandertalczyka. Na stronie 118 swej książki Zillmer publikuje zdjęcie zrobione w 1931 roku, na którym widać współczesnego dzikiego człowieka typu neandertalskiego żyjącego nieopodal Marakeszu w Maroko. Także w Ameryce Południowej znaleziono współczesne czaszki, które posiadają cechy typowo neandertalskie, na przykład pochyłe czoło. Następnie Zillmer przytacza pewną szczerą aż do bólu opinię jednego z ewolucjonistów: „Szczegółowe porównania szczątków neandertalczyka ze szkieletem człowieka współczesnego pokazały, że w anatomii neandertalczyka brak jakichkolwiek cech, które by świadczyły, że [...] różnił się od człowieka współczesnego” („National History”, tom 87, grudzień 1978, s. 10). Inny ewolucjonista pisał podobnie: „Gdyby można go (neandertalczyka) wskrzesić i gdyby go wykąpanego, ogolonego i współcześnie ubranego wsadzić do nowojorskiego metra, to wątpliwe, czy wzbudziłby większe zainteresowanie niż każdy inny pasażer” (Strauss/Cave, „Quarterly Review of Biology”, tom 32, 1957, s. 348-363). Neandertalczyk był w stanie produkować bardzo nowoczesne narzędzia, na przykład klej wytapiany w temperaturze 360-400 stopni, który znaleziono w północnym Harzie (Bdw, 16 stycznia 2002). Jak swego czasu napisał „Nature” (tom 394 z 20 sierpnia 1998) – „neandertalczyk prawie nie różni się od człowieka współczesnego” (s. 719-721), a paleoantropolog R.L. Holloway z Columbia University w Nowym Jorku napisał po porównaniu człowieka współczesnego z neandertalczykiem: „Nie jest możliwe znalezienie różnic między mózgami jednego i drugiego” (za Wong z 2004, s. 71). Okazało się także, że kości udowe neandertalczyka są takie same jak kości współcześnie żyjących Aleutów na Alasce.


     „Nature” z 8 grudnia 1910 (tom 85, s. 176) donosił o odkryciu przez dr R.B. Neana z Laboratorium Anatomicznego w Manili ludzi typu neandertalskiego, żyjących współcześnie na wyspie Luzon na Filipinach. Ludzie ci mają taki sam kształt czaszek jak tak zwany neandertalczyk ze Spa, znaleziony w Belgii. Ludzie ci wykonują nawet takie same pięściaki jak te, które znajdowano u kopalnego neandertalczyka i które były wykonywane przez niego w środkowym paleolicie za pomocą techniki lewaluaskiej, a także takie jak te z okresu aszelskiego.


     Podobnie „Nature” z 23 kwietnia 1908 roku (tom 77) opisuje bardzo dziwne znalezisko obszernie udokumentowane fotograficznie w Krakowskiej Akademii Umiejętności. Chodzi o grób z Nowosiółki w Polsce, w którym znaleziono szkielet z okresu od V do III wieku p.n.e. Pomiary czaszki znalezionej w tym grobie wskazują, że ma ona cechy neandertalskie, choć jest oczywiście zbyt wczesna jak na neandertalczyka.

     A zatem kolejne „ogniwo pośrednie” ewolucjonistów okazało się widmem, jedynie innym „wariantem” człowieka współczesnego.


     Zillmer pokazuje też, że ewolucjoniści dopuszczali się fałszerstw względem rzekomych znalezisk związanych z neandertalczykiem. Na przykład rzekome szczątki neandertalczyka z Wildscheuer okazały się szczątkami niedźwiedzia jaskiniowego po ponownych badaniach jakie przeprowadziło muzeum w Wiesbaden w 1999 roku, porównując te kości z kośćmi niedźwiedzia jaskiniowego z belgijskiej jaskini Scladina.


     Kolejne rzekome ogniwo pośrednie w ewolucjonistycznej doktrynie historii powstania człowieka to Homo heidelbergensis, którego Zillmer ukazuje jako kolejne „widmo – ogniwo”. Okazuje się bowiem, że choćby czaszki współczesnych Eskimosów posiadają te same szczególne cechy, które posiada heidelbergensis. Tak samo na Południowym Pacyfiku znaleziono pewną rasę współcześnie żyjących wyspiarzy, która miała dokładnie takie same szczęki jak heidelbergensis. W grobowcu Toledo w pobliżu Ohio odkryto szkielety ludzi, którzy mieli równie wielkie szczęki („Chicago Report”, 24 października 1985).


      Okazuje się, że problemy nie ominęły też słynnej Lucy. Badania kinematyczne wykazały, że jeśli Lucy była taka jak ją sobie wyobrażają ewolucjoniści, to nie mogła ona chodzić na dwóch nogach, jak to oni właśnie zgodnie z założeniami co do procesu hominizacji zakładają (Crompton i in. [w:] „Journal of Human Evolution”, 1998, tom 35, s. 55-74).


     Poza tym dwunożność, jako kryterium ewolucjonistów stanowiące o decydującym czynniku hominizacji, okazało się kolejnym nietrafionym założeniem, ponieważ znaleziono szczątki chodzącej na dwóch nogach małpy z Bamboli (tak zwany Oreopithecus bambolii), która jest starsza od Lucy o 6 milionów lat. Kompletne szczątki takiej małpy znaleziono nawet w jeszcze starszych warstwach węgla brunatnego z górnego miocenu (10 milionów lat temu) w Toskanii i Sardynii we Włoszech (Herder Lexikon, 1994, s. 250).


    Ewolucjoniści twierdzą też w swej oficjalnej doktrynie, że 30 000 lat temu, gdy wymarł neandertalczyk, miał istnieć już tylko Homo sapiens jako reprezentant człowieka. Przeczy temu jednak odkrycie Homo erectus datowanego już na 27 000 lat temu („Science”, 13 grudnia 1996, tom 274, s. 1870-1874) i odkrycie tak zwanego Homo florensis w 2003 roku (wyspa Flores w Indonezji), na której znaleziono szkielet dotąd nieznanego „gatunku” człowieka, który jest datowany na zaledwie 18 000 lat temu („Nature”, 28 października 2004, tom 431, s. 1055-1061 i s. 1087-1091). Dodatkowo miał on bardzo mały mózg – około 380 cm sześciennych. Nawet Lucy miała większy mózg. W związku z tym Maciej Henneberg, antropolog z Uniwersytetu w Adelajdzie, stwierdził: „Te wymiary każą wyrzucić na śmietnik wszystko, czego przez 32 lata nauczyłem się o ewolucji” („Focus”, 10/2005, s. 153).


     Z drugiej strony dla oficjalnej tabeli chronologicznej ewolucjonistów druzgocące są odkrycia Homo sapiens datowane grubo ponad normę. W Kanjera w Kenii (koło Jeziora Wiktorii) znaleziono szkielet człowieka w niczym nie różniący się od ludzi współczesnych, datowany na milion lat temu, czyli 850 000 lat „za wcześnie” („Science News”, tom 115, 1979, s. 196n). Podobnie w Olduvai znaleziono (Leakey) pozostałości kamiennej chaty datowanej na 1 700 000 lat temu.


     Inne odkrycie, dokonane w Laeotoli w 1979 roku, również przeczy oficjalnemu datowaniu ewolucjonistycznemu, ponieważ znaleziono tam stopy ludzkie odciśnięte w skamieniałych warstwach powulkanicznych. Problem polega na tym, że to o dużo za wcześnie jak na człowieka, prawie o 3 miliony lat za wcześnie, ponieważ metodą potas-argon wydatowano te warstwy jako powstałe 3,6-3,8 miliona lat temu (M. Leakey, 1979, s. 452). Dr Louise Robbins z Uniwersytetu Karoliny Północnej, ekspertka od odcisków stóp, stwierdziła: „Jak na wiek tufów, w których je znaleziono, wyglądają ludzko i współcześnie” („Science News”, tom 115, 1979, s. 196n). Mary Leakey, która uczestniczyła w badaniu odkrycia, również stwierdziła, że odciśnięta stopa w niczym nie różni się od ludzkiej stopy współczesnej. Podobne opinie wydawali inni badacze. Russell H. Tuttle napisał: „we wszystkich rozpoznawalnych aspektach morfologicznych stopy, które te ślady odcisnęły, są nie do odróżnienia od stóp współczesnego człowieka” („New Scientist”, tom 98, 1983, s. 373). Tim White napisał: „Są one dokładnie takie, jak odciski stóp człowieka współczesnego” (za Johanson/Edey, 1981, s. 250).


     Już od dawnych czasów geolodzy znajdywali wiele artefaktów przeczących oficjalnym założeniom ewolucjonizmu. Oto mały przegląd historyczny. Latem 1860 roku włoski geolog prof. Giuseppe Ragazzoni znalazł koło Castenedolo (10 km od Bresci) skamieniałe ludzkie kości człowieka współczesnego w warstwach plioceńskich. Wykopaliska powtórzono w 1880 roku i znaleziono dalsze szkielety, które były przykryte warstwą kinku, charakterystycznego - zdaniem geologów - dla astienu (środkowego pliocenu) i które były oblepione skamieniałymi muszlami, co ostatecznie wykluczało, że szkielety te mogły być efektem niedawnego pochówku lub efektem naniesienia przez wodę. W znaleziskach tych odkryto takie stężenie fluoru i uranu, zgodnie z którym rzeczywiście powinny być one datowane na pliocen. To odkrycie przeczy oficjalnej doktrynie ewolucjonistycznej, która na pliocen przewiduje dopiero australopiteki.


    Inne podobne odkrycie zostało dokonane przez Hansa Recka (Uniwersytet Berliński), który znalazł szkielet człowieka współczesnego w Olduvai, dosłownie wtopiony w skałę. Musiano użyć aż przecinaka i młotka żeby to wydłubać. Ten szkielet wydatowano również na pliocen (dokładniej rzecz biorąc na starszy pliocen - 1,7 miliona lat temu). Nawet ewolucjonista Leakey musiał się zgodzić na to datowanie („Nature”, 1931, tom 121, s. 499-500).


     Znaleziono też wiele ludzkich artefaktów w warstwach (lub one same są tak datowane), które nie zgadzają się z oficjalną ewolucjonistyczną tabelą chronologiczną. Na przykład:


- złoty łańcuszek w węglu datowanym na 260 do 320 milionów lat, znaleziony w Morrisonville w Illinois („Morrisonville Times”, 11 czerwca 1891, s. 1).


- w warstwach karbońskich, czyli istniejących ponad 350 milionów lat przed pojawieniem się człowieka (wedle oficjalnej doktryny ewolucjonistycznej) znaleziono:


a) naparstek (J.Q Adams, w: „American Antiquarian”, 1883, s. 331-332).


b) przyrząd z żelaza (John Buchanan, w: „Proceedings of the Society of Antiquarians of Scotland”, rocznik 1, 1853).


c) gwóźdź znaleziony w kamieniołomie Kingoodie w pobliżu Dundee w Szkocji, w rozbitym bloku piaskowca datowanym na 387 milionów lat.


d) naczynie ze srebrnymi elementami („Scientific American”, 5 czerwca 1852).


e) gwóźdź w bloku kwarcytu w Kalifornii („Times”, 24 grudnia 1851, s. 5). Taki sam gwóźdź znaleziono również w skale w jednej z kopalni w Peru.


f) ślady stóp w skale, które znaleziono w Kentucky („Science News Letter”, 10 grudnia 1938, s. 372), w Missouri („The American Journal of Science and Arts”, 1822, s. 223-231), w Pensylwanii („Science News Letter”, 29 października 1938, s. 278-279).


g) długi na 37 cm odcisk stopy w skale, znaleziony 7 km na północ od Parkesburga w stanie Wirginia Zachodnia („American Anthropologist”, tom 9, 1896, s. 66).


h) Pruskie Muzeum Państwowe w 1908 roku otrzymało skamieniałą kość ludzką z okresu karbońskiego, datowaną na jakieś 300 milionów lat (za Heimatliche Plaudereien aus Nenkirchen z 1975 roku).


i) kości człowieka w pokładzie węgla datowanego na 286 milionów lat i znalezionego w Macoupin w Illinois („The Geologist”, 1862).


j) nawet prof. W.G. Burroughs, kierownik Zakładu Geologii Berea College w Berea w Kentucky, pisał w „The Berea Alumnus” z listopada 1938 (s. 46n), że w Rockastle, Jackson i „wielu innych miejscowościach pomiędzy Pensylwanią a Missouri” widział odciski ludzkich stóp w warstwach karbońskich. Na świadka swych spostrzeżeń przywołuje on dr C.W. Gilmora, kustosza działu paleontologii kręgowców w Smithsonian Institution. Dwóch wysokich rangą niezależnych od siebie uczonych potwierdza więc, że takie znaleziska naprawdę istnieją.


k) w skałach fosfatowych z okresu trzeciorzędu znaleziono szczątki ludzkie w Karolinie Południowej, obok szczątków hardozaura, waleni, nosorożców, mamutów, psów, świni etcetera.


l) profesor geologii Giovanni Capellini znalazł skamieniałe szczątki kości walenia z górnego pliocenu (Balaentousa), noszące ślady nacięć jakie mógł zostawić tylko człowiek. Jednak zdaniem ewolucjonistów w górnym pliocenie człowiek jeszcze nie istniał.


m) inne podobne znalezisko to znaleziona koło San Valentino kość nosorożca datowana na astien (górny pliocen), w której znaleziono wywiercony przez człowieka otwór. Odkrycie to zaprezentowano na konferencji Włoskiego Komitetu Geologicznego w 1876 roku, gdzie orzeczono, iż „ślady obróbki przez człowieka są tak ewidentne, że wykluczają wszelkie wątpliwości”. Podobne do tego odkrycia jest znalezisko z formacji muszlowo-marglowej, zwanej Red Crag, w której znaleziono przewiercone zęby rekinów w warstwie datowanej na 2 do 2,5 milionów lat, kiedy wedle ewolucjonistów istniały dopiero małpy (australopiteki) ale nie człowiek. W tej samej warstwie znaleziono też wyraźnie obrabiane krzemienie, skrobacze i pięściaki. Międzynarodowa komisja specjalistów od prehistorii wydała w 1923 roku oświadczenie na temat tych artefaktów: „w nienaruszonych dolnych warstwach Red Crag występują obrobione krzemienie (widzieliśmy je na własne oczy). Powstały one nie inaczej, jak za sprawą istniejącego w trzeciorzędzie człowieka albo hominida. Jako prehistorycy uważamy ten fakt za absolutnie dowiedziony”.


n) jeszcze bardziej sensacyjne znalezisko to nosząca ślady obróbki przez ludzi kość Halitherium, wymarłej krowy morskiej z warstwy dolnego miocenu. Problem polega na tym, że ludzie, którzy poćwiartowali tę krowę, musieliby żyć 20 milionów lat temu, co zupełnie nie pasuje do obecnych założeń ewolucjonistów.


     Ale są i nowsze odkrycia tego typu (to jakby się ktoś czepiał o to, że te doniesienia są „stare”, choć przecież, jak już wspominałem, raporty ewolucjonistów ze znalezisk też są często równie stare), na przykład:


a) w 1989 roku francuski archeolog Eugene Bonifay znalazł ludzkie narzędzia kamienne pod warstwą popiołów wulkanicznych datowanych na 2 miliony lat temu („Science”, tom 246, 6 października 1989, s. 28-30). To znowu przeczy oficjalnej doktrynie ewolucjonistycznej ponieważ w tym czasie, czyli w pliocenie, zdaniem darwinistów nie było ludzi, a co najwyżej małpy australopiteki.


b) odcisk ludzkiej stopy w skale na pustyni Gobi, znalezionej przez ekipę paleontologiczną w 1959 roku (raport w „Smena”, nr 8 z 1961 roku).


c) ślad ludzkiej stopy w Turkmenistanie, odciśniętej w skale datowanej na 150 milionów lat. Obok niej znaleziono odciśnięty odcisk trójpalczastej stopy dinozaura („Moskowskije Nowosti”, nr 24 z 1983 roku, s. 10). Idąc za ciosem tego znaleziska, sugerującego koegzystencję ludzi i dinozaurów, na stronie 23 swej książki Zillmer publikuje zdjęcie wielkich kości grzbietu dinozaura, które leżą na Saharze, obok zaś w tej samej warstwie widać dobrze zachowane kości ludzkie takiego samego człowieka jak współczesny. Odkrycia tego dokonał zespół Serena całkiem niedawno, bo w 2003 roku.


     Zillmer wskazuje też na przeczące teorii ewolucji znaleziska, które mogą być badane nawet dziś i są dostępne. Jednym z takich odkryć jest skamieniała ręka ludzka i stopa z okresu karbońskiego, którą już badano w Wiedniu z okazji wystawy „Ancient Mysteries”, datując ją na czasy dinozaurów. Znalezisko to jest własnością prof. Jaime Guitierrez Lega z Bogoty w Kolumbii. Znalezisko było badane przez dr Reinharta Fousa i prof. dr. Friedricha Windischa z Instytutu Anatomicznego Uniwersytetu Wiedeńskiego, którzy potwierdzili, że są to szczątki hominida z ery mezozoicznej, czyli z okresu, w którym wedle doktryny ewolucjonistycznej „nie mógł” jeszcze żyć człowiek.


      Na stronie 68 Zillmer publikuje też swoje własne zdjęcie innego współczesnego i dostępnego dla ewentualnego badania znaleziska - piaskowca datowanego na 140 milionów lat, w którym wyraźnie widać odcisk ludzkiej ręki. Skałę tę znaleziono w Paluxy River koło Glen Rose. Na tej samej stronie Zillmer publikuje swoje zdjęcie obok piaskowca z okresu kredowego, w którym wyraźnie widać wtopiony w skałę młotek ze skamieniałym trzonkiem. Na stronie 72 Zillmer publikuje też swoje własne zdjęcie odcisku podeszwy ludzkiej w wydatowanej na 570 milionów lat skalnej płycie łupkowej. Obok odcisku tego buta na tej samej skalnej płycie widać skamieniałego trylobita, który zdaniem ewolucjonistów wyginął 250 milionów lat temu, gdy człowieka jeszcze miało nie być na ziemi. Wszystkie te znaleziska są dostępne do badań a zdjęcia w książce Zillmera są bardzo wyraźne i dobrej jakości (w kolorze rzecz jasna).


      Zillmer trafnie podsumowuje te wszystkie przeczące datacji ewolucjonistów znaleziska i pokazuje, że ewolucjoniści stoją teraz przed nieprzezwyciężalnym dylematem: albo będą bronić swej datacji nadal, tylko wtedy ich teoria zostanie obalona przez wspomniane znaleziska, które są za stare jak na ich chronologię, albo przyjmą, że znaleziska te są młodsze, tylko wtedy okaże się, że wszystko inne musi być też dużo młodsze (na przykład te dinozaury czy trylobity, które żyły razem z ludźmi) i trzeba będzie skrócić wszystkie ery, a tym samym było za mało czasu, nie było tych milionów lat aby to wszystko zdążyło „jakoś” wyewoluować. A zatem i tak źle i tak niedobrze. Niezły klops. Darwinizm to po prostu jedna wielka bujda na resorach.


     Inna ciekawostka, którą opisuje Zillmer: Sudhir Kumar i Blair Hedges z Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii po przebadaniu wielu próbek materiałów doszli do wniosku, że większość ssaków istniała już 100 milionów lat temu, nie zaś jak zakłada oficjalna doktryna ewolucjonistyczna – dopiero 35 milionów lat później („Nature”, tom 392, 30 kwietnia 1998, s. 917-920).


     Kolejne nowsze odkrycie, zaprzeczające oficjalnej chronologii ewolucjonistów, to znalezisko w Petrified Forest National Park w Arizonie, gdzie tym razem znaleziono skamieniałe pnie drzew liczące sobie 200 milionów lat, sterczące na zboczu dzisiejszej Góry Stołowej. W pniach tych znaleziono skamieniałe gniazda pszczół i os („Arizona Republic”, 26 maja 1995, s. B7). Problem dla darwinistów polega tutaj na tym, że pszczoły i niezbędne im do życia rośliny miały się rzekomo rozwinąć dopiero 140 milionów lat po zniszczeniu tego lasu.


      Na zakończenie przytoczę pewien wymowny fragment z książki Zillmera:

„Ewolucjoniści stworzyli też mit «znikających organów», który w literaturze przedmiotu w kółko jest powtarzany. Przez dziesięciolecia wmawiano nam, że w organizmach wielu stworzeń istnieje wiele organów bez żadnych funkcji. Zostały one odziedziczone po przodkach, a ponieważ nie miały zastosowania, skarlały – byłyby to swego rodzaju «odpadki» procesu ewolucyjnego rozwoju. Lista zanikających organów opracowana przez niemieckiego anatoma R. Wiedersheima z 1895 roku liczy około 100 pozycji. Jest tam wymieniona między innymi ślepa kiszka, która jednak w żadnym razie nie jest bezużyteczna i zbędna, tylko jest organem limfatycznym, który uczestniczy w zwalczaniu infekcji. W miarę postępów nauk okazywało się, że prawie wszystkie organy z listy w rzeczywistości mają bardzo ważne funkcje. Dlatego teza o «zanikających organach», tak jak inne ewolucjonistyczne bajeczki, została po cichu pogrzebana. Przeciętny zjadacz chleba wierzy w nią jednak i dziś, podobnie jak w to, że na końcu kręgosłupa mamy skarlały ogon. Tymczasem kość ogonowa jest niezbędnym elementem podpierającym miednicę. Mylił się także Darwin, uznając księżycowatą fałdę oczną za organ zanikający. W rzeczywistości służy ona oczyszczaniu i nawilżaniu gałki ocznej” (Hans Joachim Zillmer, Kłamstwo ewolucji, Warszawa 2006, s. 210-211).


    I to w zasadzie wszystkie ciekawostki jakie chciałem wypisać z książki Hansa Joachima Zillmera pt. Kłamstwo ewolucji. Wspomniana książka zawiera ich oczywiście o wiele więcej i jest nimi wręcz naszpikowana. Zillmer prezentuje wyjątkowo bogatą bibliografię i obszerne przypisy do niemal każdego swojego stwierdzenia. Jego książka jest wyśmienicie udokumentowana i stanowi ucztę dla koneserów faktu. Tym samym zachęcam do zapoznania się z tą książką, gdyż jest ona nietuzinkowa. Zachęcam też do zapoznania się z innymi wydanymi po polsku książkami Zillmera krytykującymi darwinizm, gdyż jak wspomniałem na początku niniejszego tekstu - jest ich więcej niż tylko jedna.


Hans Joachim Zillmer, Kłamstwo ewolucji, Warszawa 2006.


    Jan Lewandowski, listopad 2023.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane